Co prawda po pierwszej kwarcie faworytki miejscowej publiczności posiadały dość bezpieczną przewagę i bardzo chciały, aby dalsze minuty toczyły się wedle ich założeń, jednakże rzeczywistość przyniosła odmienne rozwiązanie.
Wiślaczki, które pierwotnie non stop pozwalały przeciwniczkom uskuteczniać dynamiczne wejścia pod kosz, zmieniły nieco obronę i podopieczne Jacka Winnickiego zostały wyhamowane, więc oglądano bardziej wyrównaną rywalizację. Paradoksalnie rzecz biorąc wcale nie imponowały one skutecznością rzutów za trzy, a ten element w obecnym sezonie stanowi przecież duży atut zespołu. Bardziej szukały okazji na półdystansie oraz poprzez wspomniane zbiegnięcia.
W tym ostatnim aspekcie wykazała się choćby Valerija Musina. 25-letnia zawodniczka dzięki umiejętnemu wykorzystywaniu swojej szybkości uzyskała łącznie dziewiętnaście "oczek", najwięcej spośród reszty koleżanek.
Należy wspomnieć jednocześnie, że trud "Pomarańczowych" mógł pójść na marne. Pół minuty przed końcową syreną wynik brzmiał bowiem 66:69 i to krakowianki znajdowały się w znacznie lepszym położeniu. O rezultacie przesądziły późniejsze dwie kontry autorstwa Lai Palau oraz Nneki Ogwumike, a także popełniony przez przyjezdne błąd pięciu sekund. - Stworzyliśmy dobre widowisko tylko kompletnie zawaliliśmy końcówkę! Piłka była w naszych rękach, lecz podczas wznowienia zza linii bocznej zanotowaliśmy błąd pięciu sekund. Nie wiem czy rzeczywiście on miał miejsce, to będziemy sprawdzać w oparciu o nagrania DVD, jednak faktem jest iż ostatecznie pognębił wszelkie nadzieje teamu - mówił wyraźnie zawiedziony trener Artur Golański.
Nastroje obrończyń tytułu nie dziwiły, gdyż znajdowały się bardzo blisko wymarzonej wygranej na terenie oponenta. Takowa bez wątpienia podbudowałaby morale drużyny i pozytywniej nastawiła w kontekście niedzielnej konfrontacji. - Świat się nie kończy. Żeby zdobyć złoty medal trzeba być lepszym w większej liczbie potyczek. Aktualnie bliżej sukcesu są polkowiczanki, ale zmagania dopiero się zaczęły i liczę, że następne dni przyniosą równie duże emocje - zakończył szkoleniowiec.