Uwiarygodnić się wobec kibiców - I część rozmowy z Andrzejem Dolnym, prezesem Trefla Sopot

- Wewnątrz klubu podjęliśmy decyzję, że chcemy swoimi działaniami przede wszystkim uwiarygodnić się wobec naszych kibiców - uważa Andrzej Dolny, nowy prezes Trefla Sopot.

Karol Wasiek: Kiedy tak naprawdę objął pan stanowisko prezesa w Treflu Sopot?

Andrzej Dolny: Do zmian w zarządzie Trefl Sopot doszło pod koniec grudnia zeszłego roku. Nie chcieliśmy robić z tego medialnego wydarzenia - skoncentrowaliśmy się na rozwiązywaniu bieżących problemów. Dla nas najważniejszy jest sport, koszykówka i końcowy wynik naszej drużyny. Chcemy aby nasi kibice, którzy interesują się koszykówką, mogli koncentrować się na sporcie, a nie na niuansach organizacyjnych.

Pan wszedł do zarządu na zasadzie nominacji, czy organizowany był konkurs?

- Forma konkursu jest realizowana w podmiotach publicznych. Struktura właścicielska Trefl Sopot SA jest powszechnie znana. To dzięki decyzji Rady Nadzorczej zostałem powołany do zarządu klubu.

Był pan na to przygotowany, czy wręcz przeciwnie?

- Pojawienie się mojej osoby w zarządzie klubu jest elementem szerszego planu. Firma Trefl SA postanowiła silniej zaangażować się we wsparcie finansowe dla klubu sportowego Trefl Sopot. Dodatkowo zaangażowaliśmy się we wsparcie klubu jako organizacji. Chcieliśmy wnieść kompetencje biznesowe do klubu sportowego. Podsumowując - realizowana zmiana to wsparcie finansowe, organizacyjne oraz personalne, częścią tego projektu jest powołanie mojej osoby do zarządu.

Czy znana jest panu postać Bogusława Leśniodorskiego?

- Przykro mi, ale nie.

Jest to nowy prezes piłkarskiej Legii Warszawa. On tak jak pan jest kompletnie nową osobą w środowisku. Obejmował on rządy w Legii w połowie grudnia. W przeciwieństwie jednak do pana, on zaczął działać z wielkim rozmachem, a pan z kolei w zaciszu biurowym podejmował kolejne decyzje. Dlaczego nie pokazywał się pan przez te trzy miesiące? Czym było to spowodowane?

- Przyjęte metody pracy są zależne od rzeczywistości, w której się znajdujemy. Nie znam sytuacji Legii Warszawa. Być może ich kłopoty, były zupełnie innej natury niż te, z którymi my musieliśmy się zmierzyć. Mówił pan o tym, że nowy prezes Legii zakontraktował czterech nowych zawodników - to pozwala przypuszczać, ze miał na koncie kilka milionów złotych, które postanowił w ten sposób wydać. My z kolei mamy inne problemy: sprawne funkcjonowanie organizacji, wzmocnienie zespołu, czy też zbilansowanie budżetu. Narzędzia i sposób w jaki funkcjonujemy musimy dopasować do tego co mamy „tu i teraz”. W momencie, kiedy przejmowałem stery w Treflu Sopot, mieliśmy do rozwiązania parę problemów. Pojawiało się wiele niesprawdzonych informacji niby z wnętrza klubu, plotek na temat funkcjonowania zespołu, itd. Wewnątrz klubu podjęliśmy decyzję, że chcemy swoimi działaniami przede wszystkim uwiarygodnić się wobec naszych kibiców. Teraz, kiedy sytuacja jest znacznie spokojniejsza i możemy koncentrować się na sporcie - komunikujemy o zmianach personalnych w zarządzie klubu.

Bogusław Leśniodorski, gdy po raz pierwszy pojawił się w klubie stwierdził: "W gabinecie szaro-buro, czarno i biało - jakby ktoś umarł. Wszyscy pozamykani za szarymi drzwiami, nic się nie dzieje." Jak to wyglądało w pana przypadku? Jakie otoczenie pan zastał?

- Trzeba powiedzieć, że nie jestem osobą zupełnie z zewnątrz, ponieważ z grupą Trefl jestem związany już ponad 10 lat. Klub i samą sytuację w klubie dosyć dobrze znałem. Było to dla mnie o tyle komfortowe, że przychodząc do klubu wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Tak więc cytat, który przed chwilą pan przeczytał, absolutnie nie odnosi się do mojej sytuacji.

[nextpage]
Czyli koszykówka nie jest dla pana nowością? Przed objęciem rządów zdawał pan sobie sprawę z tego, jakie są realia polskiej ligi?

- Jestem człowiekiem bardziej z kręgów biznesu niż sportu. Koszykówką interesowałem się, jako kibic. Bywałem na meczach Trefla Sopot w Ergo Arenie, a wcześniej od 2003 na meczach Prokomu Trefla. Mam dużą pokorę, co do oceny moich kompetencji w sferze czysto sportowej, ale szybko się uczę.

Trudno jest pełnić rolę prezesa klubu koszykarskiego?

- To jest fantastyczna przygoda, jeśli ktoś kocha sport. Można połączyć przyjemne z pożytecznym - czyli pracę zawodową i swoją pasję. To jest fantastyczne połączenie. To jest zajęcie, które pochłania mnóstwo mojego czasu, ale daje mi też dużo satysfakcji, szczególnie w tych momentach, kiedy po zakończonym, zwycięskim meczu mogę przybić sobie z chłopakami z drużyny "piątkę".

Co może pan powiedzieć o swoich dokonaniach po tych miesiącach pracy w Treflu Sopot?

- Ocenę swoich działań pozostawiam Radzie Nadzorczej. To w jej kompetencjach jest ocena działań obecnego zarządu. Nie możemy zapominać także o kibicach, którzy są zadowoleni albo niezadowoleni z wyników, które osiąga drużyna. Działania na których się koncentruję to czynności mało spektakularne. Są związane z funkcjonowaniem organizacji. Jest oczywiste, że nie mówi się o nich sferze publicznej. Mogę ujawnić, że bardzo dużą cześć mojej pracy pochłania praca nad nowym budżetem i to nie tylko w perspektywie jednego sezonu. Wiadomo, że tylko wynik sportowy będzie bronił zarząd Trefla Sopot, w tym mojej osoby.

Nowy prezes Trefla Sopot - Andrzej Dolny chce swoimi działaniami uwiarygodnić klub przed kibicami
Nowy prezes Trefla Sopot - Andrzej Dolny chce swoimi działaniami uwiarygodnić klub przed kibicami

Wiem, że nowością za pana czasów są regularne spotkania z koszykarzami na temat funkcjonowania klubu. To pana autorski pomysł?

- To było dla mnie oczywiste, że musimy organizować cykliczne spotkania zarządu i sztabu trenerskiego, gdzie omawiamy wszystkie bieżące sprawy związane z funkcjonowaniem klubu oraz drużyny. Płaszczyzna sportowa, organizacyjna, analiza poprzedniego spotkania, przygotowanie do następnego meczu to tematy, które są podejmowane na tych spotkaniach. Organizujemy te meetingi z dwóch powodów. Po pierwsze, żebyśmy wszyscy jako zespół mieli jedna, spójną informację o sytuacji w klubie. Drugim powodem jest to, a żebyśmy wszyscy znali i identyfikowali się z linią sportową klubu.

Kazimierz Wierzbicki udzielał jakiś wskazówek?

- Z panem Kazimierzem Wierzbickim jestem w kontakcie parę razy dziennie - współpracujemy operacyjnie. Te nasze relacje są bardzo bogate, bo one dotyczą nie tylko działalności w klubie sportowym, ale też spraw biznesowych, które realizujemy w Grupie Trefl. Cały czas wspólnie oceniamy i analizujemy sytuację, jaka panuje w klubie.

Czyli osoba pana Wierzbickiego nadal ma duży wpływ na ruchy, jakie dzieją się w Treflu Sopot?

- Nie wyobrażam sobie w sytuacji, żeby główny akcjonariusz (za pośrednictwem Trefl SA) klubu nie miał wpływu na strategiczne cele klubu. To jest dla mnie oczywiste.

Są jednak takie kluby, w których właściciele stoją obok i przyglądają się sytuacji, jaka jest w klubie i dopiero po sezonie rozliczają z wyników.

- Są bardzo różne modele funkcjonowania klubów sportowych. Dużo też zależy od skali działania klubu jak i rozproszenia akcjonariatu. Sukces klubu sportowego warunkowany jest posiadaniem kompetencji sportowych jaki biznesowych. Nie skorzystanie z rad, sugestii pana Wierzbickiego byłoby "strzałem samobójczym".

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Źródło artykułu: