Wszyscy pchamy wózek w jedną stronę - I część rozmowy z Łukaszem Koszarkiem, graczem Stelmetu Zielona Góra

- Patrzymy wszyscy w jednym kierunku, może tego na boisku jeszcze nie widać przez 40 minut. Myślę, że nad tą intensywnością musimy popracować - uważa Łukasz Koszarek, gracz Stelmetu Zielona Góra.

Karol Wasiek: Już od ponad miesiąca jesteś w Stelmecie. Powiedz, jak ci jest w tej Zielonej Górze?

Łukasz Koszarek: Przyzwyczajam się do nowego otoczenia. Ludzie w Zielonej Górze są mili, bardzo angażują się w drużynę koszykarską i naprawdę dobrze jest być po tej stronie barykady. Jak najbardziej podoba mi się ta atmosfera, jest bardzo duże oczekiwanie na sukces. Jest robota do zrobienia i mam nadzieję, że nie zawiedziemy naszych kibiców.

Czyli więcej rzeczy na plus niż na minus po tym pierwszym miesiącu?

- Jestem pozytywnym człowiekiem i staram się widzieć więcej plusów niż minusów. Mamy piękną halę, wszystko jest w jak najlepszym porządku, naprawdę nie mam na co narzekać. Jest wielkie zainteresowanie koszykówką, cała Zielona Góra nas wspiera. Mecze we własnej hali powinny być naszą silną stroną w play-offach.

Minusem jest pewnie ten balonik, który jest bardzo mocno napompowany.

- Trzeba z tym żyć. Jak się jest w słabej formie, jak nie wychodzi to na pewno te "ciężarki" są przypięte do nóg i nieco trudniej się gra, ale trzeba się z tym liczyć, żyć i funkcjonować. Myślę, że dobremu zespołowi to absolutnie nie przeszkadza.
Jak ci się współpracuje z trenerem Uvalinem? W Polsce powstało na jego temat wiele stereotypów, legend, które w większości przypadków mają charakter negatywny. Potwierdzasz je, czy absolutnie zaprzeczasz?
-

Zdecydowanie zaprzeczam, ponieważ te legendy, plotki są w większości przypadków nieprawdziwe. Trener Uvalin jest bardzo ambitnym człowiekiem, pewny siebie, co jest dobre, ponieważ wie jak mamy grać, w jaki sposób to wyegzekwować na parkiecie. Po tym pierwszym miesiącu nie mogę na niego narzekać, ponieważ nie mam z nim żadnych problemów.

Szybko ci zaufał, bo w premierowym meczu przeciwko Treflowi Sopot dostałeś aż 32 minuty.

- To prawda. Staram się na to zaufanie zapracować, jak tylko mogę. Dzięki niemu to moje lądowanie w Zielonej Górze było takie "miękkie". Nie było żadnych turbulencji (śmiech).

Łukasz Koszarek coraz lepiej czuje się w Zielonej Górze
Łukasz Koszarek coraz lepiej czuje się w Zielonej Górze

[nextpage]
Przyznasz, że ta konstelacja gwiazd w zespole jest olbrzymia. Powiedz w takim razie, jak cię przyjęli nowi koledzy z drużyny?

- (śmiech). Myślę, że ta konstelacja może faktycznie jest duża, ale wszystkich łączy jeden cel. Patrzymy wszyscy w jednym kierunku, może tego na boisku jeszcze nie widać przez 40 minut i myślę, że nad tą intensywnością musimy popracować. Wówczas będziemy bardzo silni.

To jest najbardziej gwiazdorska drużyna w twojej karierze?

- To trudne pytanie. Mamy naprawdę spory potencjał, co powoduje, że w ataku gra się bardzo przyjemnie. Jest dużo opcji w ofensywie. Koszykówka to nie tylko ofensywa, ale przede wszystkim defensywa, z którą czasami mam problemy.

Znasz powiedzenie: "Atak sprzedaje bilety, a obrona daje mistrzostwo"?

- (śmiech). Oczywiście, że znam, ale myślę, iż ta zasada bardziej obowiązuje w NBA, czy Eurolidze. W tej polskiej lidze jeśli ten atak będzie naprawdę dobry to można dużo zdziałać. Wiadomo, że ta obrona też powinna być nieco lepsza.

Atmosfera w zespole jest taka, jaka być powinna, czy jest dużo do poprawy pod tym względem?

- Myślę, że dużo rzeczy w mediach jest "przekolorowanych". Wiadomo, że jak ktoś nie gra, tylu minut ile by chciał, to jest niezadowolony. Każdy ambitny zawodnik będzie do tego dążył. Mamy profesjonalistów w drużynie, a takie gadanie naokoło zespołu niczemu nie pomoże, tylko może przeszkodzić. Każdy jest skoncentrowany na swoim zadaniu i jedziemy w jedną stronę.

Bardzo często mówi się, że to właśnie trener Uvalin jest takim głównym powodem, że przegrywacie. Jak ty byś się do tego odniósł?

- Myślę, że absolutnie jest to nieprawda. On bierze dużą odpowiedzialność na siebie za porażki, przez co zdejmuje z nas tę presję i to nam pomaga. Zresztą widać to po jego sposobie bycia. On nie boi się wypowiadać odważnych, kontrowersyjnych tez. Tak to już w sporcie bywa, że jak się przegra - to zawodnicy i trener się nie nadają, a jak się wygrywa to wówczas wszystko obraca się o 180 stopni.

Trener Uvalin w znacznym stopniu różni się od twoich poprzednich trenerów?

- Każdy jest inny. Pracowałem z wieloma trenerami i każdy jest innym egzemplarzem. Każdy ma swoje pomysły, ulubionych zawodników. Trzeba komuś zaufać by po sezonie kogoś za te wyniki rozliczyć.

Chciałbym jeszcze powrócić pamięcią do dwóch spotkań w "szóstkach" - z Anwilem Włocławek oraz Treflem Sopot. Tam przegrywaliście w końcówce w tych pojedynkach, a ciężar odpowiedzialności za wynik brał Walter Hodge, ale dwukrotnie się pomylił. Te akcje tak miały wówczas wyglądać?

- Wszystko wyglądało tak, jak być powinno, ale po prostu zabrakło skutecznego wykończenia. Walter penetrował mocno w stronę podkoszową i zabrakło tego ostatniego rzutu. Trzeba jednak pamiętać, że końcówki to przede wszystkim łut szczęścia niż umiejętności. Nam tego po prostu brakowało, ale to też jest dobra nauczka dla nas.

Nie za mało jest Łukasza Koszarka w tych kluczowych momentach spotkania?

- Trochę za mało. Po meczu z Treflem miałem trochę do siebie pretensji, że nie grałem zbytnio agresywnie, ale dojdę do takiego momentu, w którym będę odpowiadał za wynik. To nie jest tak, że mamy tylko jedno rozwiązanie z Walterem Hodgem. Mamy kilka opcji i szukamy najlepszego rozwiązania.

A może sprawę powinieneś nieco inaczej postawić i jasno dać do zrozumienia, że ta piłka w kluczowych momentach powinna iść do ciebie?

- To jest drużyna Waltera Hodge'a. On jest tutaj już trzeci sezon i ma pełne prawo do takich akcji. Spokojnie podchodzę do tego tematu, nie ma na co narzekać. Pamiętam, że rok temu w Treflu mieliśmy podobny problem, nie wiedzieliśmy jak "ogarnąć" te końcówki. Tego też trzeba się nauczyć.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Źródło artykułu: