Bartosz Półrolniczak: Od trzech spotkań gracie bez swoich rozgrywających, a paradoksalnie zadziałało to na waszą korzyść. Były po tych urazach obawy, jak będzie wyglądać ta najważniejsza część sezonu?
Dariusz Oczkowicz: Podczas trzeciego meczu z Kutnem, kiedy nasi rozgrywający doznali kontuzji cały zespół i pewnie wszyscy kibice byli w szoku. Nie tak miał wyglądać ten pojedynek. Byliśmy załamani, rozbici psychicznie i nieprzygotowani do takiej sytuacji, co zresztą obrazuje wynik końcowy tamtego meczu. Z drugiej jednak strony wiedzieliśmy, że następnego dnia jest kolejna szansa i tylko wzajemna mobilizacja i wsparcie może sprawić, że osiągniemy upragniony cel.
W dużej mierze to pan musi zastąpić kontuzjowanych rozgrywających, jak pan się czuje w tej roli i jak pan ocenia swoje ostatnie występy?
-
Od zawsze moja nominalna pozycja to pozycja numer 2. Przestawienie się na rozgrywającego w ciągu kilku chwil może być trudne. Nie czuję się dobrze w kreowaniu gry, ale nie było wyjścia. Z pomocą przyszli mi koledzy: Łukasz Szczypka, Dawid Adamczewski czy nawet Wojciech Pisarczyk, którzy odciążali mnie z tej roli i brali na siebie ciężar rozgrywania piłki. Może momentami nie wyglądało to najlepiej, ale z perspektywy wyniku chyba jednak nie było tragicznie. W końcu jesteśmy w finale, a w nim radzimy sobie nadspodziewanie dobrze.
We Wrocławiu rozegraliście dwa dobre spotkania, jedno z nich padło waszym łupem. Jak ocenia pan taki bilans przed dwoma meczami w Krośnie?
-
Wyjazd do Wrocławia z pewnością można zaliczyć do udanych. Myślę, że niewiele osób związanych z koszykówką dawało nam szanse w starciu ze Śląskiem, szczególnie w obliczu braków kadrowych z jakimi się borykamy. Jednak udowodniliśmy, że jesteśmy drużyną z charakterem, i nawet w tak trudnych warunkach możemy zagrać dobre zawody. Przed nami dwa mecze w Krośnie i kolejna szansa na sprawienie kolejnych niespodzianek. W dalszym ciągu Śląsk jest faworytem, jednak nasze każde kolejne zwycięstwo powoduje, że rośniemy w siłę i czujemy, że możemy o wiele więcej niż się od nas oczekuje.
Wasz trener na każdym kroku podkreśla, że jesteście drużyną z charakterem. Potwierdziło się to we Wrocławiu, gdzie w obu meczach mieliście słabsze pierwsze połowy, ale nie załamaliście się, to był klucz do odniesienia tej wygranej w drugim meczu?
-
Myślę, że to określenie zdecydowanie do nas pasuje. Pokazaliśmy to już nie raz. W słabszych momentach mobilizujemy się nawzajem i nakręcamy, co przynosi zdumiewające efekty. Duża w tym zasługa graczy kontuzjowanych - Kamila Łączyńskiego, Rafała Glapińskiego i Andrzeja Misiewicza, którzy cały czas nas podnoszą na duchu, dopingują i podpowiadają, w jaki sposób rozegrać kolejne akcje. Myślę, że między innymi dzięki temu wywieźliśmy to cenne zwycięstwo z Wrocławia.
Macie ostatnio bardzo wąską rotację, a świetnie wytrzymujecie trudy grania w play off. To chyba pokazuje, że świetnie trafiliście z formą?
-
Końcówka sezonu zasadniczego nie była w naszym wykonaniu udana i nie zwiastowało to nic dobrego w perspektywie zbliżającego się play off. Nagle okazało się jednak, że nie jest tak źle. Nasza gra w kilka chwil zmieniła się diametralnie i zaczęliśmy grać tak, jak do tego przyzwyczailiśmy kibiców. Z pewnością ciężka praca na treningach przez cały sezon zaprocentowała teraz, kiedy tego najbardziej potrzebujemy. Można rzeczywiście powiedzieć, że trafiliśmy z formą w idealnym czasie.
Śląsk jest faworytem tego finału, pewnie po tej porażce presja na nich jeszcze bardziej wzrośnie, to chyba dla was korzystna sytuacja.
-
Z pewnością porażka Śląska we własnej hali wywoła jeszcze większą presję na zawodnikach i trenerach. Ale to jest play off, i takie sytuacje wydają się być codziennością. Oczywiście to nas stawia w korzystnej sytuacji, bo gramy bez presji a bez presji - wiadomo - gra się o wiele łatwiej. My już osiągnęliśmy o wiele więcej niż ktokolwiek przypuszczał, a możemy jeszcze więcej.
Po tym dwumeczu wasza wiara w to, że możecie wygrać ten finał i awansować jeszcze bardziej wzrosła?
-
Tak jak wspomniałem, każde zwycięstwo dodaje nam sił i wiary w swoje umiejętności. Teraz kiedy mecze przenoszą się do Krosna dodatkowym atutem będą kibice, którzy mam nadzieję, uskrzydlą nas jeszcze bardziej. Mamy świadomość tego, że jeśli pozostaniemy drużyną, która się wzajemnie wspiera i uzupełnia to jesteśmy w stanie wygrać z każdym.
Mało drużyn w tym sezonie pokonało Śląsk, a wy nawet jak przegrywaliście, to te mecze były bardzo zacięte. Można zatem powiedzieć, że leży wam sposób gry drużyny z Wrocławia?
-
Rzeczywiście, wszystkie spotkania ze Śląskiem to była wyrównana walka od początku do końca. Nie wiem jednak, czy stwierdzenie, że WKS nam leży można nazwać poprawnym. W końcu z czterech spotkań w tym sezonie wygraliśmy dotychczas tylko jedno. Gra z zespołem złożonym z takich zawodników, jakimi dysponuje trener Jankowski z pewnością nie należy do łatwych. To doświadczeni gracze, preferujący twardą koszykówkę, a przeciwko takim gra się najciężej.
Jak wygląda sytuacja ze zdrowiem Kamila Łączyńskiego, jest szansa, że zagra w tych kolejnych meczach?
-
Na dzień dzisiejszy Kamil w dalszym ciągu przechodzi rehabilitację i nie jest w pełni gotowy do gry. Oczywiście nie wykluczam jego powrotu, ale to zależy tylko i wyłącznie od tego, jak szybko będzie postępował proces leczenia.
Jest coś w waszej grze, co trzeba poprawić? Jak pana zdaniem może wyglądać ta rywalizacja na waszym parkiecie?
-
To jest sport i ciężko powiedzieć, co się wydarzy. Na pewno będziemy walczyć do ostatnich sił i zostawimy serce na parkiecie. Najważniejsza będzie na pewno postawa w obronie, bo to ona zdecyduje to końcowym wyniku. Nie bez znaczenia będzie też forma strzelecka poszczególnych zawodników. Co do samego wydarzenia, bez względu na wynik będą to dwa ostatnie mecze w Krośnie w tym sezonie, gdzie od początku play off trwa "Białe szaleństwo". Mam nadzieję, że hala wypełni się do ostatniego miejsca a kibice stworzą niezapomnianą atmosferę koszykarskiego święta.