Bartosz Półrolniczak: Niezbyt wielu ekspertów stawiało, że twoja drużyna zajdzie tak daleko. Mimo porażki w finale rozgrywki możecie zaliczyć do udanych, jak oceniasz ten sezon?
Kamil Łączyński:
Patrząc przez pryzmat tego, że dotarliśmy do finału rozgrywek, mogę śmiało powiedzieć, że sezon był udany. Oczywiście, tak jak wspomniałeś niewiele było osób-ekspertów, które na nas stawiały. Tym bardziej warto docenić ten sukces i pracę, jaką wykonaliśmy przez ostatnie 10 miesięcy.
W trzecim meczu mieliście ostatnią akcje w czwartej kwarcie, uważasz, że jeśli ta akcja by była skuteczna i Śląsk by przegrał to mógłby się już w tej rywalizacji nie podnieść? Ten mecz zadecydował o losach całej serii?
-
Ciężko jest mówić "co by było gdyby...". Jestem jednak zdania, że w przypadku sobotniego zwycięstwa bylibyśmy dużo mocniejsi psychicznie. Wtedy gra się zdecydowanie łatwiej. Ja jestem zły na siebie za tę ostatnią akcję, bo uważam, że to ona zdecydowała o losach całej serii.
Pechowo się złożyło, że zarówno ty jak i Rafał Glapiński w tym samym czasie doznaliście kontuzji. Z wami w składzie gra wyglądałaby na pewno inaczej, jest taki niedosyt związany z tym, że te urazy trafiły się w najważniejszym momencie?
-
Kontuzje są nieodłącznym elementem sportu zawodowego. Oczywiście, że jest ogromny niedosyt, że akurat w takim momencie się one przytrafiły. Zarówno ja jak i Rafał jesteśmy pochłonięci i oddani koszykówce niemal w 100 procentach. Wiem jak było mu źle, że nie może wyjść na boisko i pomóc nam w zdobyciu złotego medalu. Nie ma przecież nic gorszego, niż świadomość, że nie możesz pomóc drużynie. Moja i Rafała obecność w rywalizacji finałowej na pewno wiele by zmieniła...ale czy na lepsze? Tego nie wiemy i nigdy się nie dowiemy.
Jest zawód związany z tym, że nie udało się wygrać choć jednego meczu u siebie czy raczej jesteś zadowolony z tego, jak walczyliście w tych spotkaniach?
-
Jestem zarówno zawiedziony, że nie wygraliśmy chociaż jednego spotkania, jak i dumny z tego, jak walczyliśmy o każdy centymetr boiska. Na grę w play offach pracuje się przez 8 miesięcy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której drużyna grająca w decydującej fazie odpuszcza mecze i gra bez zaangażowania. Cała kwintesencja sezonu zasadniczego mieści się w tych kilku spotkaniach. Trzeba walczyć z całych sił, właśnie taką walką przez całe play off pokazaliśmy, że nikt nie będzie miał z nami łatwo.
Jaki ten sezon był dla ciebie indywidualnie?
-
Poza końcówką pierwszej rundy uważam, że sezon miałem udany. Sam na początku nie wiedziałem, jak będzie wyglądała moja gra i co mnie napotka na pierwszoligowych parkietach. Za cel przed sezonem postawiłem sobie, że chcę doprowadzić drużynę do finału. Cel zatem osiągnąłem, więc obok rubryki "Krosno 2012/2013" stawiam plusa.
W 1 lidze byłeś liderem i często wykonywałeś decydujące akcje. Pomogło ci to zyskać większą pewność siebie i zrobić postęp?
-
Tak! Dużo zyskałem na pewności w graniu, trener Radović z biegiem czasu coraz bardziej mi ufał i dawał więcej swobody w grze. Ja starałem się odwdzięczyć i pomóc wygrać każde kolejne spotkanie. To, czy zrobiłem postęp zweryfikuje następny sezon. Mam świadomość, że jest wiele rzeczy, które muszę zmienić w swojej grze. Teraz przez okres wakacyjny przeanalizuję grę w poszczególnych meczach i będę się starał poprawić każdy mankament.
Przez sezonem mówiło się, że to najmocniejsza 1 liga od lat. Jak to wyglądało w twojej ocenie, zwłaszcza w porównaniu do ekstraklasy, w której do niedawna grałeś?
-
Co by nie mówić, zawsze będzie różnica poziomów między poszczególnymi ligami. Pamiętajmy, że to właśnie w ekstraklasie graja najlepsi Polacy i zawodnicy zagraniczni, co gwarantuje wyższy poziom rozgrywek. Uważam jednak, że poziom w tym sezonie w 1 lidze był wysoki. Zawodnicy grają ambitnie i na pewno wielu z nich mogłoby spróbować swoich sił w ekstraklasie.
Po tym finale słychać głosy, że MOSIR może dostać zaproszenie do gry w ekstraklasie, twoim zdaniem jest w tym mieście odpowiednie zaplecze i warunki do funkcjonowania drużyny na tym poziomie?
-
Zawsze się coś znajdzie, co można poprawić, udoskonalić. W Krośnie są warunki aby powstał tam zespół ekstraklasowy. Na prezesów czekałoby wiele wyzwań, ale to są ludzie z koszykówką w sercu i wydaje mi się, że zrobiliby wszystko żeby całe zaplecze było w 100 procentach profesjonalne.
Po sezonie w 1 lidze pewnie chciałbyś wrócić do ekstraklasy. Jest szansa, że jeśli drużyna w Krosna w niej zagra to zostaniesz w drużynie?
-
Na razie skończyłem długi sezon i zamierzam odpocząć od spraw związanych z koszykówką. Oczywiście chciałbym wrócić do ekstraklasy. Jeśli zespół z Krosna się w niej znajdzie a prezesi będą mnie widzieli w swoim składzie, to oczywiście rozpatrzę taką opcję.
Są już jakieś zapytania czy rozmowy? Interesuje cię tylko ekstraklasa?
-
Tak jak wspomniałem, celem jest ekstraklasa. Wszelkie rozmowy na temat nowego sezonu to zadanie mojego agenta. Jeżeli pojawi się konkretna propozycja, to wtedy dostanę taką informację i usiądziemy do rozmów.
Kolejnym plusem tego sezonu jest, to że nie odniosłeś poważnego urazu, jak miało to miejsce w przeszłości. Można powiedzieć, że te przykre wspomnienia to już historia.
-
Z moim zdrowiem jest ok. Codziennie pracuję, żeby być silniejszym. Jestem przekonany, że nie da się wykluczyć całkowicie urazów w sporcie. Można jednak przygotować swoje ciało do zminimalizowania ryzyka doznania mikrourazów, więc codzienną pracą będę dążył do tego, aby to ryzyko było coraz mniejsze.
Przed sezonem nie brakowało opinii, że gra w Krośnie to dla ciebie krok w tył. Po sezonie możesz jednak odczuwać satysfakcję, bo udowodniłeś, że jest inaczej. Jak działały na ciebie takie opinie i komentarze?
-
Miałem świadomość, że jeśli nie będę dawał z siebie maksa na treningach i meczach, to nadchodzący sezon może być rzeczywiście krokiem w tył. Tak się jednak nie stało. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem indywidualnie, i że miałem swój wkład w sukces drużyny.
Ten sezon z wielu powodów był dla ciebie wyjątkowy, jakie będzie twoje najlepsze wspomnienie z nim związane?
-
Najpiękniejsze wspomnienia to te z końcówki sezonu, czyli z play off. Cała drużyna czerpała ogromną radość z gry i to było kluczem do sukcesu. Zdobycie Pucharu PZKosz we własnej hali i mecze ze Śląskiem przy pełnych trybunach zapamiętam na pewno na długie lata. Dziękuję wszystkim kibicom za cały sezon, że byli z nami na dobre i na złe. Za to, co zaprezentowali w meczach finałowych należą im się ogromne brawa.