Na przekór wszystkiemu - zapowiedź meczu Anwil Włocławek - PGE Turów Zgorzelec

Przetrzebiony kontuzjami i przegrywający 0-2 Anwil Włocławek podejmie PGE Turów Zgorzelec w trzecim spotkaniu półfinału. Wygrają miejscowi, na przekór wszystkiemu, czy poznamy pierwszego finalistę?

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Podnieść się po dwóch porażkach, stojąc pod ścianą, nie jest łatwo. Tym bardziej, jeśli z rotacji wypada kolejny ważny zawodnik, a wszyscy dookoła twierdzą, że sprawa jest już właściwie przesądzona i koszykarze PGE Turowa Zgorzelec mogą otwierać szampany, ciesząc się z awansu do wielkiego finału. W czwartek w Hali Mistrzów Anwil Włocławek będzie chciał pokazać jednak, że w sporcie wszystko jest możliwe.

Gdy z powodu kontuzji tuż przed fazą szóstek z rotacji wypadł center Adam Łapeta, we Włocławku żartowano, że klub wyczerpał już limit pecha w tym sezonie, wszak wówczas trwał przecież jeszcze rozbrat z koszykówką drugiego rozgrywającego ekipy, Arvydasa Eitutaviciusa. Gdy Litwin wrócił do składu w przededniu play-off wszystko wydawało się wracać do normy, lecz jakże mylny był to osąd pokazały ostatnie dni.

Najpierw okazało się, że Łapeta nie wróci już na parkiet w tym sezonie, a następnie złamania palca nabawił się lider Krzysztof Szubarga (13,2 punktu i 5,8 asysty) i przez to musiał opuścić dwa pierwsze mecze z PGE Turowem. Jakby tego było mało, w starciu numer dwa kontuzji kolana (niewiadomo jeszcze jak poważnej) doznał Przemysław Frasunkiewicz. Pomimo wszelkich przeciwności, włocławianie zaprezentowali się bardzo ambitnie w przygranicznym mieście i oba spotkania przegrali po walce (68:79, choć pod koniec meczu było tylko 63:66 oraz 80:83).

- Nasze kłopoty z kontuzjami mocno utrudniają rotację. Potrzebujemy Polaków, ale przecież nikt nie będzie biegał na jednej nodze albo rzucał jedną ręką. Dlatego musimy sobie poradzić w takim gronie, w jakim jesteśmy. Na pewno każdy z nas da z siebie wszystko, a przy wsparciu miejscowej publiczności jesteśmy w stanie doprowadzić do czwartego, a później piątego meczu. W Zgorzelcu niuanse zadecydowały o wygranych PGE Turowa. We Włocławku te drobne elementy mogą się ułożyć na naszą korzyść i mocno wierzę w to, że osiągniemy sukces - przekonuje Marcus Ginyard, obecnie najważniejszy zawodnik ofensywy Anwilu (średnio 18,5 punktu w dwóch meczach, ponad 50 procent skuteczności z gry).

Niemniej jednak włocławianie są w bardzo trudnym położeniu. Trener Miodrag Rajković z pewnością będzie chciał ustawić ofensywę swojego zespołu w taki sposób, aby sprawić problemy z faulami pozostałym polskim koszykarzom Anwilu oraz wykorzystać dwóch swoich zawodników, z którymi rywale mieli najwięcej problemów w meczach w Zgorzelcu. Pierwszym z nich jest mierzący 212 cm wzrostu Ivan Zigeranović (średnio 16 punktów, tylko dwa niecelne rzuty z gry na 16 oddanych), a drugim Russell Robinson (13 oczek, 6,5 asysty). To właśnie forma tego duetu może ostatecznie przechylić szalę na stronę czwartego zespołu poprzednich rozgrywek.

We Włocławku liczą na nawiązanie do lat poprzednich - w sezonach 2006/2007 i 2008/2009 Anwil rozpoczynał półfinałową rywalizację z mistrzem Polski od dwóch przegranych, by po dwóch starciach w Hali Mistrzów doprowadzić do remisu. PGE Turów natomiast przypomina rozgrywki 2005/2006 jako te, których rachunki nie zostały jeszcze wyrównane. Wówczas oba zespoły spotkały się w ćwierćfinale i ostatecznie dzięki trzem wygranym dalej awansował Anwil, triumfując w Zgorzelcu. Dzisiaj to czarno-zieloni są bliżej tego rezultatu i z pewnością będą chcieli odkuć się za tamtą porażkę, by nie musieć już wracać do swojej hali.

Trzeci mecz półfinału - czwartek, 16 maja, godz. 18. Transmisja w TVP Sport od 17:45.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×