- Wszyscy niesamowicie się cieszymy z tego sukcesu, ponieważ zwycięstwa w finale w takim rozmiarze jak 4-0 niezbyt często się zdarzają. Jest to dowód i potwierdzenie pewnej tezy, która mówi o tym, że fajnie być razem do końca i walczyć. Wtedy można cieszyć się z sukcesu całego klubu i miasta, a także kibiców, gdyż ludzi którymi należałoby obdarować złotymi medalami jest dużo, dużo więcej - powiedział zadowolony trener Stelmetu Zielona Góra, Tomasz Jankowski.
- Myślę, że drużyna z Turowa jeszcze pięć minut przed końcem meczu wierzyła, że mogłaby zmienić jeszcze wynik. Gdyby się poddali nie nazywaliby siebie sportowcami. Wiedzieliśmy doskonale, że się nie poddadzą. Po drugiej kwarcie kiedy schodziliśmy do szatni słyszeliśmy parę okrzyków z sali przeciwnika. To jak gdyby i nas zmotywowało do walki. Wiele spotkań pokazało, że grać na wysokim poziomie nie jest rzeczą łatwą. Mieliśmy wzloty i upadki. Najważniejsze jednak, że w tym ostatecznym rozrachunku potrafiliśmy jeszcze bardziej przycisnąć i fajnie zagrać do końca - dodał szkoleniowiec.
Spotkanie niedzielne było niezwykle zacięte. Gospodarze pomimo tego kontrolowali grę i przy znakomitym wsparciu własnej publiczności wygrali z PGE Turowem po raz czwarty, sięgając po mistrzostwo Polski pierwszy raz w historii. - Sport przede wszystkim jest nieprzewidywalny. Sam nie spodziewałem się przed finałem, że rozstrzygniemy fazę finałową już po czterech spotkaniach. A bierze się to z tego, że ekipa z Turowa przez cały sezon prezentowała się świetnie. Mieli pewne pierwsze miejsce po fazie zasadniczej, więc może uśpiły ich trochę play-offy. Łatwa wygrana 3-0 z Polpharmą, później zaczęły się schody, ale nikt nie wziął tego na poważnie. W finale trafili na Stelmet Zieloną Górę w najwyższej formie - skomentował Jankowski.