Michał Fałkowski: Twoje inicjały to "T.T". Był już jeden "T.T" w PGE Turowie Zgorzelec - Torey Thomas, do którego porównań z pewnością nie unikniesz i to nie tylko ze względu na inicjały. W końcu ty także jesteś rozgrywającym.
Tony Taylor: Tak, zdaję sobie sprawę z tego wszystkiego. Rozmawiałem zresztą z Torey’em przed podpisaniem kontraktu z PGE Turowem, bo tak się składa, że jesteśmy bardzo dobrymi kolegami. Torey bardzo zachwalał mi Zgorzelec jako miasto oraz Turów jako klub. Jestem bardzo zaintrygowany przyszłością, która mnie czeka w Polsce. Torey upewnił mnie, że dokonałem dobrego wyboru, reszta w moich rękach.
Torey Thomas uważany jest za jednego z najlepszych, o ile nie najlepszego, rozgrywających w historii klubu. To wielkie wyzwanie...
- Nie bardzo wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Mogę powiedzieć tylko, że chcę mieć swój wpływ na grę PGE Turowa Zgorzelec. Buty po Torey’u Thomasie, buty, w które wchodzę, są naprawdę wielkie, ale koszykówka to gra zespołowa, a moim zadaniem jest przynieść drużynie tyle dobrego, ile tylko mogę. Jeśli będziemy wygrywać, a ja będę miał w tym jakiś udział, to będę zadowolony. A czy chciałbym grać lepiej niż Torey? Oczywiście, choć wiem, że to nie będzie łatwe.
To będzie twój pierwszy sezon w Europie, co tylko spotęguje wyzwanie. Nie obawiasz się, że będziesz musiał się zmierzyć również z nowym otoczeniem, miejscem, ludźmi, kulturą, językiem, a wszystko to będzie tak odmienne od tego, co znasz ze Stanów Zjednoczonych?
- Tak, ale bardzo optymistycznie podchodzę do tego, co mnie czeka. Niewielu ludzi ma tak naprawdę szansę na robienie tego, co kocha przy jednoczesnym otrzymywaniu za to pieniędzy, więc ja muszę wyciągnąć z tego maksimum. Wiem, że będę wśród ludzi o innej mentalności, kulturze i wszystko będzie dla mnie nowe, ale ja będę chciał się tego wszystkiego dowiedzieć, nauczyć.
PGE Turów Zgorzelec walczy o swoje pierwsze mistrzostwo kraju odkąd awansował do ekstraklasy w 2004 roku. Z tobą w składzie będzie łatwiej?
- Taki jest mój cel. Dla Amerykanów liczy się tylko mistrzostwo.
Przeczytałem o tobie następującą charakterystykę: "Rzucający rozgrywający, który może być killerem, gdy zostawi się go otwartego na dystansie. Ponadto, umie skutecznie rozgrywać, a także jest dobrym defensorem". Dodamy coś do tej cenzurki (śmiech)?
- Jest dość precyzyjna (śmiech). Na parkiecie gram tak, aby wszystko ułatwiać, a nie utrudniać. Rzeczywiście, jestem rozgrywającym, który umie grać zespołowo, ale jednocześnie grożę rzutem i nie zawaham się rzucić, jeśli ktoś mnie odpuści.
Pytałem o ciebie parę osób, agentów, innych koszykarzy i wszyscy zgadzają się co do tego, że przede wszystkim jesteś defensywnie-ukierunkowanym koszykarzem.
- Myślę, że to ocena zgodna z rzeczywistością. Defensywa zawsze była dla mnie najistotniejsza, bo trenerzy nauczyli mnie, że dobra obrona prowadzi do bardzo łatwych punktów, np. z kontry.
Po NCAA uznałeś, że najlepiej zrobisz jeśli wybierzesz grę w NBDL w zespole Tulsa 66-ers. Większość Amerykanów wybiera, jeśli nie dostanie się do NBA, grę w Europę. Ty zdecydowałeś się na występy w niższej lidze w USA. Dlaczego?
- Wybrałem tak, bo chciałem zdobyć doświadczenie w profesjonalnej koszykówce. Myślę, że to była słuszna decyzja, ponieważ czuję, że jestem lepszym koszykarzem dzięki grze w NBDL. Gdybym nie zagrał w Tulsie, raczej nie miałbym szans na występy w lidze letniej tego lata ani w Orlando, w zespole Oklahoma City Thunder, ani w Las Vegas w ekipie Miami Heat.
Ostatecznie jednak nie zagrałeś w NBA, więc...
- Myślę, że grałem dość dobrze, aczkolwiek to nie oznacza, że nie mogłem zrobić więcej, bo pewnie mogłem. A raczej na pewno mogłem, skoro mnie nie wybrali. Niczego jednak nie żałuję. To było bardzo fajne doświadczenie.
Wróćmy do PGE Turowa. Rozmawiałeś z trenerem Miodragiem Rajkoviciem? Jaką rolę widzi dla ciebie w zespole?
- Nie rozmawiałem z trenerem w szczegółach (rozmawialiśmy przed przylotem Taylora do Polski - przyp. M.F.), ale tak naprawdę spodziewam się czego może ode mnie oczekiwać. Na pewno twardej defensywy i gry zespołowej. Myślę, że to dobra baza pod owocną współpracę.
Co wiesz o swojej nowej drużynie?
- Jak pewnie większość obcokrajowców na początku swojej przygody z Polską - niewiele. Wiem, że będziemy grali o mistrzostwo Polski, a także rywalizowali w Zjednoczonej Lidze VTB. To dobrze, że będzie szansa powalczyć na arenie międzynarodowej. Również dlatego zdecydowałem się na Turów. Więcej niż o klubie, starałem się dowiedzieć o Polsce i Polakach.
I czego się dowiedziałeś?
- Podobno cenicie, gdy obcokrajowiec stara się mówić w waszym języku?
Na pewno jest to mile widziane. Zamierzasz się uczyć? To bardzo trudny język dla cudzoziemców.
- Z chęcią zobaczę czy rzeczywiście jest taki trudny. Słyszałem również, że Polacy są bardzo gościnni i uczynni, o czym zresztą zdążyłem się już zorientować za pośrednictwem Internetu. Aha, no i oczywiście wszyscy mi powtarzają, że jest u was bardzo zimno, więc na pewno przywiozę ze sobą jakiś gruby płaszcz (śmiech).
Szczerze mówiąc, słyszałem od wielu Amerykanów, że będą się uczyć polskiego języka, ale później pasują. Znam również Amerykanów, którzy grają w Polsce po kilka sezonów, a znają tylko podstawowe zwroty.
- Ja taki nie będę. Kontrakt podpisałem na dwa lata i wierzę, że w tym czasie jestem w stanie osiągnąć wiele. Nie tylko na płaszczyźnie sportowej, ale również na tej, o której rozmawiamy (śmiech). Szczerze mówiąc to chciałbym rozmawiać z moimi polskimi kolegami w waszym języku. To ułatwi adaptację, adaptacja ułatwi komunikację, a komunikacja będzie miała przełożenie na sukcesy na parkiecie.