Litwini mają koszykówkę we krwi - I część rozmowy z Sarunasem Vasiliauskasem, nowym graczem Trefla Sopot

- Litwini potrzebują koszykówki. Jestem pewien, że koszykówka nigdy nie zginie na Litwie - podkreśla w rozmowie z naszym portalem Sarunas Vasiliauskas, nowy gracz Trefla Sopot.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Karol Wasiek: W Polsce mówi się o tym, że na Litwie traktujecie koszykówkę jak religię. Faktycznie tak jest?

Sarunas Vasiliauskas: O tak! Mogę cię zapewnić, że w moim kraju wszyscy ludzie doskonale wiedzą czym jest koszykówka, jakie są zasady, jacy zawodnicy grają w poszczególnych klubach. Podam ci dobry przykład. Jadąc samochodem przez miasto można zauważyć, że wszystkie domy posiadają w swoich ogródkach takie małe kosze, do których dzieci rzucają piłkę. Miasto, w którym mieszkałem (Kowno) jest stolicą koszykówki na Litwie. Jeśli jest dzień meczowy to ludzie mogą nie iść chociażby do kościoła, ale muszą pojawić się na meczu. To obowiązek. Nikt nie chce przeoczyć spotkania Żalgirisu w Eurolidze. To wszystko jest zakorzenione w głowach Litwinów już od wielu lat. Można powiedzieć, że na Litwie mamy tysiące ekspertów, którzy wszystko wiedzą najlepiej i czują się ekspertami.

W Polsce mamy podobną sytuację tylko, że w piłce nożnej. Wielu ludzi uważa się za ekspertów i najchętniej udzielałoby rad trenerom klubowym.

- Każdy wie wszystko i żyje w przekonaniu, że nie ma innej prawdy i rzeczywistości. Tylko taka wyznawana przez tę osobę jest najważniejsza i najlepsza. Zauważyłem, że w innych krajach jest podobnie. W Niemczech jest tak z piłką nożna, gdzie również każdy się na tym zna i lubi zabierać głos.

Dlaczego akurat to właśnie koszykówka odgrywa tak ważną rolę w życiu Litwinów, a nie inne sporty?

- Nie chcę wypowiadać w złym tonie na temat piłki nożnej, czy siatkówki, ale na Litwie liczy się tylko koszykówka. Sponsorzy chcą łożyć pieniądze tylko i wyłącznie na koszykówkę. Aczkolwiek w tym momencie dużym zainteresowaniem cieszy się młody pływaczka - Rūta Meilutytė, która jest złotą medalistką olimpijską. W ostatnim czasie pobiła wiele rekordów i jest ona nowym litewskim talentem, który cieszy się dużym uznaniem. Można powiedzieć, że numerem dwa na Litwie, zaraz po koszykówce.

Koszykówka na Litwie rozwija się, czy wręcz przeciwnie?

- W mojej opinii koszykówka nieco się zatrzymała na Litwie. Ostatnie trzy lata w moim kraju były mocno przeciętne. Teraz wszystko powraca na właściwe tory i kluby ponownie zaczynają ściągać zawodników z wysokiej półki. Wydaje mi się, że poprawiła się sytuacja finansowa i to powoduje, że kluby stają się coraz lepsze. Zwróć uwagę na fakt, że kiedyś tylko dwie drużyny rywalizowały o mistrzostwo Litwi - Żalgiris Kowno oraz Lietuvos Rytas Wilno. Teraz ten trend się nieco zmienia. W ostatnim roku po raz pierwszy od lat pojawiła się konkurencja. W mojej opinii w tej chwili jest około ośmiu drużyn, które prezentują dobry poziom.

Mówiłeś, że ludzie w ogrodach mają kosze dla małych dzieci. Powiedz, czy rodzice namawiają jakoś specjalnie swoje pociechy do tego, żeby uprawiały koszykówkę?

- Nie wiem, jak to we wszystkich rodzinach, ale mogę podać swój własny przykład. Mój ojciec był hokeistą, ale nie namawiał mnie do tego, żeby uprawiać tę dyscyplinę. Kiedy dorastałem to widziałem, że wszyscy moi podopieczni uprawiają koszykówkę. Można powiedzieć, że Litwini mają koszykówkę we krwi. Jeśli nie mam piłki w rękach przez dwa dni to zaczynam wariować (śmiech). Muszę ją dotknąć, porzucać. Litwini potrzebują koszykówki. Jestem pewien, że koszykówka nigdy nie zginie na Litwie. Tak naprawdę, żeby się o tym przekonać to trzeba zobaczyć to z bliska. Musisz kiedyś udać się na Litwę na mecz i zobaczyć, jak to u nas wygląda. Gwarantuję ci, że jak będziesz jechał na spotkanie samochodem to na kilka godzin przed pojedynkiem będziesz już stał w korku (śmiech). Każdy chce zobaczyć Żalgiris na żywo.
Sarunas Vasiliauskas świetnie zna się z Donatasem Motiejunasem Sarunas Vasiliauskas świetnie zna się z Donatasem Motiejunasem
Mimo że koszykówka traktowana jest u was jak religia to nie macie jakiś potężnych klubów. Macie problemy ze znalezieniem odpowiednich sponsorów?

- W mojej ojczyźnie mieszka tylko trzy miliony ludzi i naprawdę trudno jest mieć dziesięć mocnych i wyrównanych drużyn. Spójrz na Grecję, oni też mają tylko dwa dobre zespoły, a ile ludzi u nich mieszka! Nie da się ukryć, że Żalgiris oraz Lietuvos nie mają większych problemów ze znalezieniem sponsorów, ale gorzej wygląda sprawa z innymi drużynami. Muszę powiedzieć, że praktycznie wszyscy sponsorzy chcą łożyć swoje pieniądze tylko i wyłącznie na te ekipy, ponieważ oni grają w europejskich pucharach.

Słyszałem, że kiedy wchodzi się do twojego domu w Polsce to wszystko jest w kolorach twojej ojczyzny. Jesteś tak mocno zżyty ze swoją ojczyzną?

- Oczywiście. Jestem niezwykle dumny z tego, że urodziłem się właśnie na Litwie i gram w koszykówkę. Tak jak wcześniej mówiłem, koszykówka to jest religia na Litwie i nie ukrywam, że rozpiera mnie duma, kiedy reprezentuję mój kraj na międzynarodowej arenie. Ostatnio chociażby występowałem na Uniwersjadzie, w której zajęliśmy piąte miejsce. Wracając do pytania, to prawda, że przywiozłem wiele rzeczy związanych z moim krajem. Na dniach zaczyna się EuroBasket, nie mogę się doczekać tych spotkań. Z niektórymi zawodnikami grałem wcześniej w swojej karierze i znam ich bardzo dobrze, m.in. Motiejunas, Kalnietis. Będzie to ciekawe doświadczenie oglądać na wielkim turnieju.

Ludzie zaczynają żyć EuroBasketem, czy jeszcze jest w miarę spokojnie?

- Zaczyna się robić coraz głośniej. Ludzie nie mogą pogodzić się z faktem, że w zeszłym roku na Olimpiadzie odpadliśmy już na poziomie ćwierćfinału. W dodatku przegraliśmy z Rosją. Ludzie czekają na te mistrzostwa. To będzie szalony czas na Litwie. Najchętniej kibice w okresie 4-24 września przestaliby chodzić do pracy i oglądaliby tylko mecze na EuroBaskecie.

Gdybyś miał taką możliwość, żeby pojechać do Słowenii i tylko kibicować swoim kolegom z trybun to zdecydowałbyś na tę podróż?

- Oczywiście. Może na trybunach nie siedziałbym z flagami, jak nasi wierni kibice, ale z pewnością bym pojechał. Wziąłbym paru moich przyjaciół z boiska i razem udalibyśmy się do Słowenii.

W naszym kraju takie osoby jak: Tomas Masiulis, Tomas Pacesas, czy Darius Maskoliunas są znane i rozpoznawalne. Powiedz, czy na Litwie również te postacie są rozpoznawalne? Dbacie o swoich znanych koszykarzy?

- Z racji tego, że wszyscy znają się na koszykówce to te postacie są rozpoznawalne. Mogę powiedzieć więcej, że ci koszykarze, którzy grali dla Litwy w ostatniej dekadzie są znane. Bierze się to z tego, że właśnie ci gracze zapewniali największe sukcesy naszej ojczyźnie. Pacesas pełnił funkcję dyrektora w lidze VTB i ludzie wiedzą kim on jest. Odnośnie Pacesasa to w wakacje prowadził on drużynę U-20 w mistrzostwach Europy. Wielu ludzi miało zastrzeżenia, co do jego pracy. Zabrakło im trochę szczęścia w meczu ćwierćfinałowym i odpadli. Nie osiągnęli półfinału, co zostało odebrane za porażkę. Ludzie mówią o tym, że on ma nieco złe metody, ale nie mnie to oceniać. Jednakże z drugiej strony kibice wiedzą, że to on w ostatnim roku prowadził Donatasa Motiejunasa, który z Gdyni trafił od razu do NBA.

Gra w Żalgirisie Kowno jest marzeniem dla każdego koszykarza?

- Kiedy wychowujesz się w Kownie to nie da się ukryć, że każdy chce grać w Żalgirisie. To marzenie każdego koszykarza. Jeśli miałbym okazję to z wielką przyjemnością wróciłbym na Litwę i znów założył koszulkę Żalgirisu Kowno. Aczkolwiek koszykówka to jest biznes i nie wszystko toczy się tak, jakbyś chciał. Teraz jestem w Sopocie i cieszę się z tego powodu, ponieważ jest to dla mnie nowy rozdział w karierze.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×