Drużyna z Indianapolis w niektórych fragmentach szczyciła się nawet prowadzeniem. Przy odrobinie konsekwencji mogła wypracować sobie jakąś przewagę, która dałaby jej komfort, ale za każdym razem starania te były niweczone. Sztandarowy przykład stanowi końcówka drugiej kwarty wygrana przez rywalki 10:3.
Potem już głównie te ostatnie za sprawą takich zawodniczek jak Ivory Latta czy Kia Vaughn posiadały minimalną inicjatywę, finalnie dopinając swego.
Ekipie Fever nie pomogła wiślaczka Erin Phillips, autorka pięciu "oczek".
Indiana Fever - Washington Mystics 67:69 (16:19, 21:21, 16:15, 14:14)
Znacznie lepiej poszło Minnesocie Lynx, która bez problemów udowodniła swoją wyższość nad Seattle Storm. Główną rolę odegrała Maya Moore (20 pkt.), będąc prawdziwym motorem napędowym kolektywu. Faworyt od początku dyktował warunki prezentując większą skuteczność oraz wręcz dominując pod tablicami.
Dążenia liderki oponenta, Tanishy Wright spełzły na niczym. Nieco korzystniejsza czwarta "ćwiartka" pozwoliła gospodyniom jedynie zmniejszyć straty.
Seattle Storm - Minnesota Lynx 60:73 (14:17, 14:23, 12:20, 20:13)
Zakładane cele osiągnęło Phoenix Mercury. Dzięki duetowi DeWanna Bonner - Candice Dupree ograło New York Liberty, choć w pewnym momencie kwestia rozstrzygnięcia pozostawała wielką niewiadomą.
Wszystko dlatego, że przeciwniczki systematycznie nadrabiały dystans, udowadniając, że ambicji im nie brak. Dużą aktywność wykazywała Katie Smith, wspierana m. in. przez Kelsey Bone.
Niemniej przyjezdne w najważniejszych chwilach zachowały zimną krew. Diana Taurasi uzyskała 17 punktów.
New York Liberty - Phoenix Mercury 76:80 (18:26, 23:17, 20:19, 15:18)
WNBA: Indiana za słaba. Pewny triumf Lynx
Indiana Fever nie zwyciężyła kolejnego spotkania z rzędu. Mimo wyrównanego boju musiała uznać wyższość Washington Mystics. O wiele spokojniej natomiast miała Minnesota Lynx.
Źródło artykułu: