Trener Darius Maskoliunas wiedząc, że ze strony Seka Henry'ego grozi duże niebezpieczeństwo, wysłał do obrony przeciwko niemu - Krzysztofa Roszyka, który od wielu lat uważany jest za jednego z najlepszych defensorów ligi. Zresztą wydaje się, że ten obrazek będzie często oglądany w szeregach Trefla Sopot, kiedy to najlepszym i najgroźniejszym graczem będzie "opiekował" się właśnie Roszyk. Tak też było w sobotnim spotkaniu. W tym ustawieniu Lance Jeter zajmował się rzucającym obrońcą AZS-u Koszalin.
- Takie były nasze założenia przedmeczowe, starałem się z nich wywiązać jak najlepiej tylko potrafię. Czasami były ustawienia, że spotkaliśmy się ze sobą, fajnie było się znów zmierzyć - przekonuje Jeter, który statystycznie wypadł lepiej od Henry'ego.
Rozgrywający zanotował dziesięć punktów i miał dwie asysty, z kolei Henry uzbierał cztery oczka oraz rozdał dwie asysty. Playmaker z Koszalina nie mógł wstrzelić się do kosza, bo na osiem prób, tylko dwie okazały się celne.
Zawodnicy przed spotkaniem zamienili kilka słów, ponieważ nie mieli okazji się wcześniej zobaczyć. Koszalinianie nie nocują bowiem w Słupsku, po każdym meczu wracają do domów.
- Miło było się spotkać z Sekiem. Rozmawialiśmy przed spotkaniem. Wymieniliśmy kilka spostrzeżeń na temat naszych drużyn. Nie wspominaliśmy starych czasów, bo na to potrzeba zdecydowanie więcej czasu. Jesteśmy przyjaciółmi, obaj chcieliśmy wygrać, w sobotę to mi się udało i z tego jestem bardzo zadowolony - dodaje Jeter.