Karol Wasiek: W środowisku w ostatnim czasie pojawiło się dość dużo negatywnych opinii na temat waszej gry. Faktycznie jest tak źle?
Łukasz Koszarek: Mamy różne problemy, ale myślę, że jeśli inne kluby miałaby takie problemy, to dzięki ci Boże (śmiech). Wydaje mi się, że wychodzimy na prostą, zaczyna to wszystko coraz lepiej wyglądać. Myślę, że wszyscy powoli zaczynają "łapać" taktykę, którą trener chce nam przekazać. Na pierwszy mecz euroligowy na pewno będziemy gotowi.
Nie uważasz, że trochę za dużo zmian przeprowadzano w zespole?
- Pięknie byłoby, gdyby większość z poprzedniego sezonu by została, ale prawda jest taka, że zostali ci, którzy chcieli. Hosley, Borovnjak, czy Stević mieli przecież opcje pozostać w Zielonej Górze, ale wybrali lepsze oferty. Koszykówka to jest biznes. Wszyscy w Zielonej Górze dziękują im za to, co zrobili, ale prawda jest taka, że musimy sobie radzić bez nich i my już zapomnieliśmy o poprzednim sezonie. Teraz jest nowa karta, nowe wyzwanie.
Którego z tych zawodników najbardziej ci brakuje?
- Ciężko powiedzieć (śmiech). Każdy z nich dawał dużo drużynie na parkiecie, jak i poza boiskiem. Na pewno ta transformacja na początku będzie trudna. Nie ma jednak co myśleć o historii, trzeba się skupić na przyszłości.
Wydaje mi się, że najbardziej brakuje ci tych wysokich, z którymi mogłeś swobodnie grać pick&rolle. One przynosiły wam mnóstwo punktów.
- No na pewno coś w tym jest, ale prawda jest taka, że każdy gracz jest inny i trzeba go poznać. Postaramy się wykorzystać ich najsilniejsze strony. To jest pewien proces, który trwa. Trzeba po prostu poczekać. Wracając do pytania, Dejan oraz Oliver byli zawodnikami, którzy również lubili grać taką grę, jak ja.
A z tymi nowymi zawodnikami złapałeś już odpowiedni kontakt w szatni? Jest już chemia w zespole?
- Nie mamy żadnego problemu z atmosferą. Wszystko jest jak najbardziej w porządku. Może nie jest idealnie, ale z upływem czasu będzie to na takim poziomie, że nikt nie będzie narzekał.
Christian Eyenga opowiada historie z NBA?
- Od czasu do czasu coś wspomina. To bardzo kontaktowy gość, jest duszą towarzystwa w szatni.
Na ile ważna jest funkcja kapitana w procesie budowania chemii w szatni? Podoba ci się ta rola w ogóle?
- Nie mamy takich problemów, w których musiałbym interweniować (śmiech). W procesie zgrywania więcej obowiązków ma rozgrywający niż kapitan. Playmaker musi każdemu pomagać i żeby wiedział kto, jaką grę lubi. To jest bardzo ważne. Taka jest moja rola.