- To dwa różne kluby, ale Wrocław to zawsze Wrocław. Bardzo cieszyłem się, że sezon rozpocznę meczem ze Śląskiem. Od kilku dni nastrajałem się na to spotkanie i bardzo chciałem zagrać dobre zawody - mówił jeszcze przed pierwszym podrzutem piłki Paul Graham.
Amerykanin, który do klubu trafił nieco ponad siedem dni temu, wyszedł na parkiet w pierwszej piątce, ale w ataku uaktywnił się dopiero w drugiej kwarcie. Po pierwszej, po której Anwil wygrywał 20:6, w drugiej odsłonie to wrocławianie prezentowali się lepiej i gdyby właśnie nie siedem oczek (z 16 ekipy) Grahama, Anwil miałby wielkie problemy.
- Długo czekałem na moment, w którym będę mógł pokazać się w ataku i gdy trafiłem ten rzut za trzy równo z syreną, poczułem, że mam moc - tłumaczył 28-letni snajper, który po celnej trójce na koniec pierwszej połowy (36:24) podbiegł z gestem triumfu w kierunku fanów włocławskiego Anwilu. Po meczu zawodnik tłumaczył swoje zachowanie (podobnych gestów było jeszcze kilka)
[i]
- Reagowałem bardzo emocjonalnie, bo byłem bardzo zmotywowany i bardzo zależało mi na tym zwycięstwie. Nie po to nie spałem prawie całą noc przed meczem, by tę moją energię gdzieś później schować. A że nasi kibice byli wspaniali, to chciałem cieszyć się razem z nimi[/i] - dodawał Graham.
Anwil kontrolował przebieg gry po zmianie stron, lecz w ostatniej odsłonie zrobiło się nerwowo, gdy Śląsk zaczął czwartą kwartę serią 9:2 (z 35:53 na 44:55). Wówczas trójka Grahama, a pod koniec meczu kolejna, sprawiła, że zespół Miliji Bogicevicia mógł czuć się bezpieczny.
Rottweilery pokonały swojego największego rywala, skutecznie inaugurując sezon 2013/2014, tak samo jak skutecznie zainaugurował go Graham - Amerykanin rzucił 21 oczek (8/13 z gry, trzy trójki), czym uczynił milowy krok w kierunku pozostania w zespole. Formalnie nadal bowiem pozostaje we Włocławku na testach.