Początek pojedynku tak naprawdę nie porwał nikogo, szczególnie jeśli chodzi o grę ofensywną. Faworyt niby posiadał przewagę, lecz emocji było niewiele. Maszyna ruszyła dopiero na przełomie drugiej i trzeciej kwarty kiedy przyjezdne wyraźnie przyspieszyły, co również znalazło odzwierciedlenie w skuteczności poczynań. Spora tutaj zasługa Jantel Lavender. Amerykanka, która przyleciała do Polski parę dni wcześniej szybko złapała przyzwoite zrozumienie z resztą koleżanek, a debiut zwieńczyła zdobyciem 22 punktów. - Przed spotkaniem jasno mówiliśmy, że nie możemy zlekceważyć rywala. Podczas okresu przygotowawczego grałyśmy tutaj i pamiętam, że długo musiałyśmy wywalczać zwycięstwo - dodaje Agnieszka Szott-Hejmej.
Reprezentantka Polski akurat zapisała bardzo pozytywną kartę. Wraz ze wspomnianą podkoszową stanowiła o sile krakowskiego teamu, wykańczając mnóstwo akcji. Jej dyspozycja oraz późniejsze wydarzenia pokazują, iż efekty kilku tygodni ciężkich treningów powoli zaczynają się uwidaczniać.
- Na końcowym rezultacie zaważyła szczególnie trzecia "ćwiartka". Świetnie zafunkcjonowała nasza zespołowa defensywa. Przeciwniczki przez osiem minut nie potrafiły umieścić piłki w koszu - komentuje doświadczona skrzydłowa.
Owe fragmenty sprawiły, że różnica między oboma ekipami zaczęła oscylować wokół trzydziestu "oczek". Stało się zatem jasne, że pełna pula pojedzie pod Wawel. Wiślaczki motywowane dopingiem swojego trenera uwidoczniły cząstkę maksymalnego potencjału. Jeżeli podobnie będą czynić w następnych konfrontacjach, wtedy jeszcze łatwiej osiągną korzystne wyniki. - Od początku dokładałyśmy starań aby realizować poczynione założenia i zachować koncentrację - podkreśla eks-koszykarka m in. Artego Bydgoszcz.