Michał Hernes: Śląsk musi umrzeć?

Niewykluczone, że wrocławscy kibice przeżywać będą kolejne fazy żałoby po ich ukochanym klubie. Osobną sprawą jest to, czy eutanazja dokonywana przez jego właścicieli ma sens.

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwsza reakcja na śmierć bliskiego- szok i niedowierzanie. Ciągle ma się nadzieje, że zmarły mimo wszystko pojawi się w drzwiach, natomiast w tej sytuacji- że Śląsk zostanie uratowany przez Urząd Miasta Wrocław albo jakiegoś sponsora. Człowiek uświadamia sobie, że jest inaczej dopiero w czasie pogrzebu. W tym przypadku - kiedy upadłość ostatecznie stanie się faktem.

Kolejny etap - ból, rozpacz i tęsknota. Towarzyszą im wyrzuty sumienia i poczucie winy, że mogło się coś zrobić. Kibic żałuje, że nie chodził na mecze, nie był na ostatniej manifestacji, albo nie szukał na własną rękę sponsora. Jednocześnie przychodzi czas na refleksję, że czasu nie da się już cofnąć. Poza tym pojawia się gniew. I zapewne nie tylko na Boga, ale też na właścicieli wrocławskiego klubu, firmy które go nie uratowały i do Władz Miasta, które pozostały na to obojętne.

Swoją drogą już od dawna coś mi mówiło, że Śląsk jest sztucznie utrzymywany przy życiu i że chyba lepiej poddać go zabiegowi eutanazji. Nawet jeśli nie wszyscy by się z tym pogodzili. Niestety, często śmiertelnie chorzy ludzie walczą że wszystkich sił, ale i tak przegrywają z chorobą. Koszykarze Śląska przepięknie walczyli, jednak z pewnymi sprawami wygrać się po prostu nie da.

Póki co trwa jeszcze pierwsza faza. Nadzieja wciąż jest, jednakże towarzyszy jej ogromna niepewność. W życiu nigdy zaś nic nie wiadomo. Z drugiej strony niech wszyscy żałobnicy pamiętają, że to nie będzie śmierć w dosłownym tego słowa znaczeniu i to niekoniecznie musi być koniec Śląska. Może, upraszczając teorię reinkarnacji, Śląsk "umierając" jako biedny klub w kolejnym wcieleniu będzie swoim przeciwieństwem. Gdyby tak miało być to chyba warto poczekać.

Komentarze (0)