Karol Wasiek: Pierwsza połowa dramatyczna w waszym wykonaniu, z kolei druga już była całkiem niezła. Czego wynikiem była ta nierówna gra pańskiego zespołu w niedzielnym spotkaniu z Treflem Sopot?
Stanisław Trojanowski: Trzeba sobie powiedzieć, że bardzo późno przyjechaliśmy na to spotkanie. Mieliśmy problemy z dotarciem na ten mecz. Były obfite opady śniegu, poza tym nieco za późno wyjechaliśmy. Zawodnicy od razu wyszli na rozgrzewkę i nie było tego rytmu. Dopiero w drugiej połowie udało się nam go złapać. Ta druga kwarta zadecydowała o całym wyniku. Katastrofalnie zagraliśmy i tego nie ma co ukrywać. Pozwoliliśmy Treflowi niemal na wszystko, a poza tym gospodarze trafiali jak "nawiedzeni". Mieli 90 procent za trzy oraz 70 procent za dwa w pierwszej połowie. To są niespotykane wyniki i trudno taką drużynę zatrzymać.
Nie można dzień wcześniej przyjechać do Sopotu? Czy po prostu ze względów budżetowych zdecydowaliście się na przyjazd w dzień meczu?
- Można było dzień wcześniej przyjechać, ale u nas w klubie są takie zasady, że jeśli gramy w mieście położonym nie dalej niż 300 km od Kołobrzegu, to jeździmy w dniu meczu. Droga była po prostu fatalna i dlatego dotarliśmy do hali tak późno.
Po siedmiu meczach macie na swoim koncie dwa zwycięstwa. Jest pan zadowolony z tego wyniku?
- Trzeba zdać sobie sprawę, że graliśmy z samą czołówką ligi. Wszystkie te drużyny są nieosiągalne dla nas pod względem budżetowym. Te kluby mają także lepszych zawodników. Uważam, że pełne szczęście byłoby, gdybyśmy mieli na swoim koncie trzy zwycięstwa. To mogliśmy zrealizować. Teraz mamy jednak mecze z drużynami z dołu tabeli - Koszalinem, Tarnobrzegiem, czy Polpharmą. Uważam, że będą to łatwiejsze mecze dla nas.
Mimo że tych pieniędzy w "waszej kasie" za dużo nie ma, to i tak udaje wam się walczyć z tymi bogatymi. Byliście przecież o krok od pokonania Stelmetu, czy Czarnych Słupsk.
- Myślę, że drużyna ma potencjał. Warto zwrócić uwagę na fakt, że mamy kontuzje w zespole i to na kluczowych pozycjach - "2" i "3". Nie mamy zmienników na tych pozycjach i to widać w spotkaniu, że tej odpowiedniej rotacji nie ma.
Chciałbym chwilę porozmawiać o Karronie Johnsonie. On pana osobiście przekonuje?
- On ma duży potencjał, który cały czas jest niewykorzystywany. Ma spore umiejętności, ale zarazem jego temperament bardzo go pobudza i w pewnych momentach po prostu nie wytrzymuje.
Ostatnio trener mówił, że on nie za bardzo umie się skoncentrować na treningach. Faktycznie jest taki z nim problem?
- Trzeba zdać sobie sprawę, że on kiedyś zahaczył się o ligę NBA. Podpisał kontrakt na dość spore pieniądze i trafiając do ligi polskiej po prostu uważa, że jest najlepszy, dlatego jego koncentracja jest mniejsza. Uważam, że gdyby udało się wykorzystać jego umiejętności to byłby duży plus dla naszego zespołu.
Czym w takim razie go przekonaliście?
- (śmiech) To jest tajemnica "kuchni". Mamy znajomych agentów, z którymi doszliśmy do porozumienia. Karron musi się odbudować. Jeszcze rok temu on zupełnie inaczej wyglądał. Musi teraz dostosować swoje nowe gabaryty do gry. Wcześniej był szybszy, skoczniejszy. Przyrost masy spowodował, że gracz trochę zatracił te umiejętności.