Cztery mecze ekstraklasowe na wyjeździe rozegrali w tym sezonie koszykarze PGE Turowa Zgorzelec. I wygrali wszystkie. Paradoks sytuacji polega zatem na tym, że w domu na cztery spotkania ekipa Miodraga Rajkovicia przegrała już dwukrotnie.
- Niestety po raz drugi przegrywamy w lidze i po raz drugi czynimy to na własne życzenie. Najpierw porażka dwoma punktami z Anwilem, teraz jednym ze Śląskiem. Szkoda tych meczów, ale sezon jest długi i jeszcze to nadrobimy - mówi Łukasz Wiśniewski, rzucający PGE Turowa Zgorzelec.
Wicemistrz Polski uległ Śląskowi Wrocław 69:70. W tym spotkaniu zatem, podobnie jak w meczu z Anwilem, koszykarze PGE Turowa po raz kolejny przekonali się jaką wagę może mieć każdy niecelny rzut. Tym bardziej, jeśli tych rzutów było aż 37 na 57 prób (tylko 35 procent skuteczności z gry).
Po spotkaniu trener gości, Milivoje Lazić, powiedział nawet swoim koszykarzom, że ci przez kilkadziesiąt minut bronili jak zespół z VTB. Co na to Wiśniewski? - Przyczyn porażki jest na pewno kilka, a jedną z nich była na pewno nasza słaba skuteczność. Nie podoba mi się jednak takie twierdzenie, bo osobiście uważam, że mieliśmy sporo otwartych pozycji do rzutu, lecz nie trafialiśmy. Po prostu mieliśmy słabszy dzień i nie ma co robić tragedii z tej porażki. Oczywiście, lepiej jest tylko wygrywać, ale sezon trwa długo i jeszcze zdążymy nadrobić te przegrane - dodaje zawodnik PGE Turowa.
Za tę porażkę zgorzelczanie będą mogli zrehabilitować się już w niedzielę - zagrają na wyjeździe z rosyjskim Niżny Nowogród w lidze VTB. W TBL natomiast 13 grudnia zmierzą się z Asseco Gdynia.