Kotwica Kołobrzeg przegrała z AZS Koszalin w poprzedniej kolejce i była to już trzecia porażka Czarodziei z Wydm z rzędu. Z bilansem 2-6 ekipa Tomasza Mrożka zajmuje zatem jedno z ostatnich miejsc w tabeli.
- Tuż przed meczem zmieniliśmy trenera, czyli, innymi słowy, rozpoczęliśmy nowy rozdział. Na efekty jednak trzeba poczekać, one nie mogły być widoczne w starciu z AZS. Z każdym kolejnym spotkaniem powinno być jednak coraz lepiej. Wiadomo, nastroje nie są w zespole najlepsze, bo wiemy, że zawiedliśmy naszych kibiców, ale przed nami jeszcze dużo grania, więc to nie czas na załamywanie się - komentuje Łukasz Wichniarz, skrzydłowy Kotwicy.
Najbliższe starcie ligowe nie nastraja jednak optymistycznie - w Hali Mistrzów kołobrzeżanie zagrają z Anwilem Włocławek, który wygrał dwa ostatnie pojedynki ligowe i znajduje się na zupełnie innym biegunie niż zespół znad morza.
- W czym upatruję naszej szansy w tym meczu? Przede wszystkim w tym, że nie mamy nic do stracenia. Nie jesteśmy faworytami tego meczu, zdajemy sobie z tego sprawę, ale jednocześnie to znaczy, że nie ma żadnej presji na nas - tłumaczy 31-letni skrzydłowy, dodając - Będziemy chcieli wykorzystać wszelkie słabości Anwilu danego dnia, a jeśli się uda, to narzucić nasz styl gry. Mamy z tym spory problem, ale jeśli jednak będziemy w stanie to zrobić, to może być naprawdę ciekawie...
Warto dodać, że po raz ostatni Kotwica wygrała z Anwilem w Hali Mistrzów... pięć lat temu, w podobnym terminie - 14 grudnia 2008 roku. Ekipa Sebastiana Machowskiego pokonała wówczas włocławian 93:80. - Tamto zwycięstwo nie ma żadnego znaczenia dla niedzielnego meczu. Historia nie gra - kończy Wichniarz.