W piątkowy wieczór radomianie zostali rozbici przez zespół Trefla Sopot. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego przegrali aż 75:102. Rosa była tylko tłem dla lepiej dysponowanych gospodarzy. Jednym z tych, którzy próbowali walczyć z gospodarzami był Elijah Johnson, który zdobył 18 punktów. Skuteczniejszy od niego był tylko Jakub Dłoniak, który uzyskał o cztery oczka więcej.
- Trzeba sobie jasno powiedzieć, że gospodarze znacznie lepiej rozpoczęli to spotkanie od nas. Trafili kilka ważnych rzutów, które pozwoliły im zbudować bezpieczną przewagę. Zostawili nas nieco z tyłu i później było nam naprawdę trudno ich dogonić. Zwróć uwagę na fakt, że jak my zdobywaliśmy punkty i próbowaliśmy się zbliżyć to oni na wszystko mieli odpowiedź. Trzeba im oddać, że naprawdę dobrze grali w obronie - podkreśla Johnson, dla którego piątkowe spotkanie mogło się zakończyć znacznie szybciej, ale sędziowie nie zauważyli faulu na Michale Michalaku. To polski rzucający musiał opuścić parkiet z racji tego, że odepchnął Amerykanina. Po meczu obaj panowie przeprosili się, ale liga ma się przyjrzeć całej sprawie.
Johnson zauważa, że sopocian było naprawdę trudno powstrzymać w piątkowy wieczór. - Oni mieli doskonałą skuteczność. Przed meczem trener uczulał nas, że oni mają świetnych strzelców i musimy uważać, ale mimo wszystko rzucili nam aż 102 punkty. My z kolei mieliśmy problemy z odpowiednią koncentracją i realizacją założeń w ofensywie. Nie trafialiśmy prostych rzutów i to zaważyło o naszej porażce - dodaje Amerykanin.
Dla radomian była to trzecia porażka z rzędu. Co jest przyczyną takiego stanu według Johnsona? - Bardzo dużo o tym rozmawiamy. Musimy sami sobie odpowiedzieć na to pytanie, dlaczego tak się dzieje. Mamy dobry zespół, ale cały czas tak naprawdę poznajemy siebie nawzajem. To prawda, że mieliśmy teraz trudnych przeciwników, ale to nie jest żadne wytłumaczenie. W kolejnych meczach musimy wrócić na ścieżkę zwycięstw - zauważa Johnson.