Mateusz Jarmakowicz nie miał ostatnio dobrej passy w zespole Energi Czarnych Słupsk - po raz ostatni skuteczny mecz zaliczył przeciwko Stelmetowi Zielona Góra pod koniec października. Zaaplikował wówczas mistrzowi Polski 17 punktów w 17 minut, a słupszczanie wygrali 81:72.
Od tamtej pory jednak sytuacja 25-letniego koszykarza zmieniła się całkowicie. W meczach z Rosą oraz Śląskiem zagrał łącznie 18 minut, zaś w trzech kolejnych... nie wyszedł ani razu na parkiet. Trener Andrej Urlep pozwolił mu zagrać dopiero w niedawnym starciu z AZS Koszalin, zaś w pojedynku z Anwilem musiał postawić na Jarmakowicza ze względu na kontuzję Garretta Stutza.
[i]
- Bardzo cieszę się z tego, że dostałem szansę na grę i cieszę się, że moje rzuty wpadały do kosza, ale tak naprawdę wolałbym zamienić moje zdobycze punktowe na zwycięstwo drużyny -[/i] mówił po spotkaniu 25-letni zawodnik Energi Czarnych.
Wobec fatalnej dyspozycji Keitha Wrighta (który, notabene, jest już jedną nogą poza drużyną Andreja Urlepa), Jarmakowicz spędził na parkiecie aż 29 minut i okazał się najskuteczniejszym koszykarzem zespołu. Zdobył aż 18 punktów (8/12 z gry) oraz miał sześć zbiórek, ogólnie notując pozytywny występ. Energa Czarni ulegli jednak przyjezdnym z Włocławka 64:71.
- Graliśmy w tym spotkaniu osłabieni, a rywal był bardzo dobrze dysponowany. W trzeciej kwarcie trafili kilka bardzo istotnych rzutów, które nas zdeprymowały. Myślę jednak, że walczyliśmy do samego końca, staraliśmy się nie patrzeć na urazy i zostawiliśmy serce na parkiecie. Rywal niestety okazał się zbyt skuteczny - dodawał Jarmakowicz.
[/b]