I liga: Siedem ekip z ośmioma punktami na koncie - podsumowanie 5. kolejki

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Piąta kolejka nie była udana między innymi dla ekip z Warszawy, Pruszkowa i Stalowej Woli. W tej serii gier drużyny te odniosły trzecie porażki z rzędu. Z kolei zgoła odmienne nastroje panują w zespole z Łodzi, który wygrywając z AZS-em AWF Katowice, zapisał również na swoim koncie trzecie, ale zwycięstwo z rzędu.

Sokół Łańcut - Stal Stalowa Wola 69:63 (11:15, 30:14, 15:21, 13:13)

Stali Stalowa Wola ostatnio nie wiedzie się najlepiej. Słynna "Stalówka" przegrała swoje mecze w trzech ostatnich kolejkach i obecnie zajmuje bardzo niską 13 pozycję w tabeli. Przed sezonem chyba nikt nie spodziewał się, że podkarpacki team będzie miał takie problemy, gdyż każdy zaliczał Stal do grona faworytów ligi. Jednak częściowo drużynę prowadzoną przez Leszka Kaczmarskiego można też usprawiedliwić. Obecnie zespół nękają kontuzje - bardzo poważny uraz ma Paweł Pydych, a w tym sezonie nie wystąpił jeszcze Maciej Klima. Dlatego też w Łańcucie Stal musiała stawiać czoła Sokołowi zaledwie 7 graczami. I kto wie, gdyby w tym spotkaniu zagrali wspomniani Pydych i Klima, stalowolanie dziś mieliby może na swoim koncie 8 ligowych punktów. A do zwycięstwa zabrakło naprawdę niewiele, gdyż Sokół wygrał tylko 6 punktami.

Sudety Jelenia Góra - Intermarche Zastal Zielona Góra 77:71 (17:21, 18:12, 20:18, 22:20)

Ekipa Zastalu miała bardzo dobry początek spotkania - po 3 minutach prowadziła już 8:2. Później jednak koszykarze Sudetów wzięli się w garść i gra się wyrównała. Między 5 a 24 minutą żaden z zespołów nie mógł wyjść na większe prowadzenie. Jeleniogórski z zielonogórskim teamem wymieniali się 3-4 punktową przewagą. Dopiero w drugiej połowie drużyna z Jeleniej Góry dosyć znacznie odskoczyła rywalowi, wychodząc na prowadzenie 47:39. W ostatniej odsłonie zielonogórzanie mogli mieć jeszcze nadzieje na końcowy sukces. A te nadzieje na zwycięstwo mogły zamienić faule "Zastalowców" na miejscowych. Ale plan się nie powiódł. Gracze Sudetów za każdym razem przewinienia przyjezdnych zamieniali na punkty i ostatecznie wygrali 77:71.

MOSiR Krosno - Żubry Białystok 69:64 (13:20, 13:14, 18:12, 25:18)

Wciąż nikt nie może powstrzymać rozpędzonego pociągu o nazwie MOSiR Krosno. Zespół z Podkarpacia odniósł piąte zwycięstwo z rzędu i obok BIG STAR-a Tychy obecnie jest jedynym pierwszoligowym teamem bez porażki na koncie. Jednak triumf nad Żubrami Białystok, krośnianom nie przyszedł łatwo. Po pierwszej połowie to białostoczanie wygrywali 34:26, dlatego też krośnieńscy kibicie mogli mieć powody do obaw. W trzeciej kwarcie gospodarze zaczęli odrabiać straty, i przed ostatnią odsłoną do drużyny z Podlasia tracili już tylko dwa "oczka" (44:46). Jak można się domyślić, zwycięzce musiała wyłonić czwarta część meczu. W niej parkiet zdominował MOSiR, którego przewaga na pięć minut przed końcem potyczki sięgnęła nawet 12 punktów. Przyjezdni tych strat już nie odrobili (jednak byli bardzo blisko, bo przy stanie 67:64, Tomasz Kujawa mógł doprowadzić do remisu, ale nie trafił rzutu za trzy punkty), a z 5-punktowej wygranej mogli cieszyć się koszykarze z Krosna.

Resovia Rzeszów - Siarka Tarnobrzeg 70:82 (21:22, 21:19, 6:20, 22:21)

Pierwsza połowa to równorzędna walka pomiędzy obiema drużynami. Koszykarze z Rzeszowa grali bardzo ambitnie i dzięki temu nie tracili dystansu do ekipy Siarki. Po dwudziestu minutach na tablicy świetlnej widniał rezultat 42:41, dlatego też zwycięstwo dla rzeszowian, jak najbardziej było sprawą otwartą. Nadzieje podopiecznych Bogusława Wołoszyna na triumf rozwiała dopiero trzecia kwarta, w której tarnobrzeski team zwyciężył 20:6 i tym samym wyszedł na 13-punktowe prowadzenie (48:61). Po tym ciosie rzeszowscy koszykarze już się nie podnieśli, ale dzielnie walczyli w ostatniej odsłonie, wygrywając ją 22:21. Co mogło rzucać się w oczy w tym spotkaniu? Przede wszystkim wyraźna przewaga drużyny gości pod tablicami (37 zbiórek Siarki przy zaledwie 17 Resovii).

Znicz Basket Pruszków - AZS PWSZ OSRiR Kalisz 77:81 (22:23, 18:26, 19:11, 18:21)

Dla pruszkowian była to już trzecia klęska z rzędu. Ekipa Znicza Basket przed ostatnią kwartą do zespołu z Kalisza traciła zaledwie jedno "oczko" (59:60), więc dla obu drużyn wygrana w tej potyczce była sprawą otwartą. W ostatnich dziesięciu minutach o trzy punkty więcej (18:21) uzbierali kaliszanie, i to oni cieszyli się z końcowego triumfu. W czym można upatrywać przyczyny porażki pruszkowskiego teamu? Na pewno w rzutach za trzy punkty (5 celnych "trójek" Pruszkowa przy 14 AZS-u OSRiR Kalisz). Do tego podopieczni Bartłomieja Przelazłego zanotowali aż 21 strat, a kaliski team miał ich o 8 mniej.

AZS AWF Katowice - ŁKS Sphinx Petrolinvest Łódź 70:77 (16:19, 18:21, 19:17, 17:20)

Koszykarze z Katowic bardzo długo dotrzymywali kroku drużynie z Łodzi. Po trzech kwartach "Akademicy" do łodzian tracili zaledwie dwa punkty (53:55). Dlatego też przed ostatnią odsłoną zapewne nikt z grona kibiców zgromadzonych w katowickiej hali nie miał wątpliwości, że AZS AWF w czwartej "ćwiartce" mógł pokusić się jeszcze o zwycięstwo. Jednak w kwarcie numer cztery ŁKS nie pozwolił katowiczanom rozwinąć skrzydeł i zainkasował dwa ligowe punkty. W śląskiej drużynie na pochwały na pewno zasługuje Artur Donigiewicz, który zakończył spotkanie z dorobkiem 22 punktów, 6 zbiórek i 3 przechwytów. Z kolei w barwach łódzkiego team bardzo dobrze zaprezentował się Grzegorz Mordzak (22 punkty, 4 asysty).

Asseco Prokom II Sopot - Big Star Tychy 63:83 (6:13, 16:25, 24:18, 17:27)

W spotkaniu przeciwko tyszanom, podobnie jak w poprzednim meczu zespół rezerw Asseco Prokomu Sopot miał wsparcie ze strony zawodników grających w pierwszym zespole. Jednak i tym razem Świętoński, Zamojski, Hrycaniuk i Kostrzewski nie doprowadzili sopockiej drużyny do triumfu. Bardziej doświadczony zespół z Tych praktycznie od początku spotkania kontrolował wydarzenia na parkiecie. W barwach tyskiego teamu bardzo dobrą postawę zaprezentowali Piotr Pustelnik (9 punktów, 10 asyst), Krzysztof Mielczarek (25 punktów, 7 zbiórek) oraz Damian Kulig (20 punktów, 8 zbiórek). I dobra gra tych zawodników wystarczyła na pokonanie ekipy z Sopotu, której w tej potyczce bolączką były straty (25 przy 14 BIG STAR-u).

MKS Dąbrowa Górnicza - Polonia 2011 Warszawa 74:64 (17:21, 21:12, 20:15, 16:16)

Trzeciej porażki z rzędu doznali koszykarze Polonii 2011 Warszawa. Jednak początek spotkania nie zapowiadał tego, jakoby warszawianie mieli przegrać. Ekipa ze stolicy rozpoczęła mecz od wysokiego prowadzenia 12:0, zaś w szóstej minucie było już nawet 19:4. Od tego momentu w grze podopiecznych Mladena Starcevica coś pękło. Gospodarze zdobyli 13 "oczek" przy zaledwie 2 "Polonistów" i przewaga warszawskiego teamu spadła do zaledwie 4 punktów (17:21). Później roztrwonione prowadzenie zemściło się na Polonii 2011. Drużyna z Dąbrowy Górniczej z każdą minutą na parkiecie czuła się coraz pewniej i przed ostatnią odsłoną miała przewagę 10 punktów (58:48). W czwartej kwarcie śląski beniaminek potrafił dotrzymać korzystny rezultat i zwyciężył 74:64.

Źródło artykułu: