Obecny sezon jest całkiem udany dla podopiecznych Dariusa Maskoliunasa. Sopocianie po pokonaniu Śląska Wrocław 87:73 mają na swoim koncie siedem zwycięstw, dzięki czemu awansowali na drugą pozycję w ligowej tabeli. Trefla wyprzedza jedynie Stelmet Zielona Góra.
W sobotę sopocianie tylko w pierwszej połowie mieli drobne problemy z wrocławianami. Na przerwę to goście schodzili z czteropunktowym prowadzeniem 43:39. Później na parkiecie dzielili i rządzili już tylko gospodarze. - Mecz był taki, jakiego oczekiwaliśmy. Wiemy jak zespół z Wrocławia walczy i że nigdy się nie poddaje. Koszykarze Śląska starają się grać bardzo agresywną obronę. Na początku spotkania nie byliśmy do tego przygotowani, mimo że przed meczem dość długo rozmawialiśmy na temat ich obrony. Wiedzieliśmy, że to ich największy atut - mówi Darius Maskoliunas, trener Trefla Sopot, który podkreśla zarazem, że trzecia kwarta była rewelacyjna w wykonaniu jego podopiecznych. Trefl wygrał tę odsłonę 25:9 i praktycznie zamknął zawody.
- W przerwie w szatni nie było żadnych czarów. Chłopaki się po prostu obudzili. W pierwszych dwóch kwartach wykazywali nieco za mało emocji. Trzecia kwarta wypadła rewelacyjnie i ona zdecydowała o końcowym wyniku - dodaje litewski opiekun Trefla Sopot.
Sopocianie wykorzystali przewagę, jaką mieli pod koszem w tym spotkaniu. Yemi Gadri-Nicholson zaliczył klasyczne double-double, bo oprócz 24 punktów, zanotował także 13 zbiórek. Wrocławianie mieli olbrzymie problemy, żeby go powstrzymać.
- Analiza przedmeczowa wskazywała na to, że większość punktów w ekipie z Wrocławia zdobywają obrońcy. Chcieliśmy jak najwięcej grać pod koszem. Ale na początku spróbowaliśmy innego ustawienia. Staraliśmy się odciąć obrońców, ale oni dobrze to wykorzystywali. W drugiej połowie zmieniliśmy system obrony i wszystko wyglądało zupełnie inaczej - ocenia trener Maskoliunas.