Trzeba zapieprzać i tyle! - rozmowa z Cezarym Trybańskim

- Gramy fatalnie. Najgorzej, że nie mam na to żadnego usprawiedliwienia... - mówi kompletnie załamany Cezary Trybański, środkowy Polpharmy Starogard Gdański.

Karol Wasiek: Wróciłeś do gry po kontuzji palca, ale widać było te braki w treningach. Jak się czułeś podczas samego spotkania?

Cezary Trybański: Co do mojego palca... Nie chcę o tym rozmawiać, bo jest trochę skomplikowana sytuacja. To nie jest tak wszyscy myślą dookoła. Grałem, bo potrzebowała mnie drużyna. Próbowałem, ale nie jestem zadowolony ze swojego występu. Uważam, że mógłbym zagrać zdecydowanie lepiej.

Rozumiem, że ta kontuzja cały czas doskwiera?

- Nie chcę o tym rozmawiać... Odpuśćmy ten temat. Niech pozostanie na tym, że zagrałem słabe zawody i nie dałem z siebie wszystkiego.

Ale o waszym meczu też za dużo nie można powiedzieć, bo zagraliście poniżej jakiejkolwiek krytyki...

- Wszyscy widzieliśmy, jak to wyglądało. Nie było dobrze. Cały myślimy nad swoją grą, ale to widocznie nie pomaga. Po prostu trzeba zapieprzać i tyle!

Trybański: Trzeba zapieprzać i tyle!
Trybański: Trzeba zapieprzać i tyle!

Nie wszyscy to rozumieją w zespole?

- Wydaje mi się, że skoro jesteśmy zawodowcami, to powinniśmy takie rzeczy wiedzieć. Jak widać, nawet tego nie wiemy...

Nasuwa się takie pytanie, jeśli nie z Kotwicą, to z kim?

- Też tak uważam! Skoro nie z Kotwicą, to z kim? Wszyscy mieliśmy podobne zdanie, że ten mecz pozwoli nam się przełamać, ale niestety nie udało się. Rozmawialiśmy po meczu z trenerem i doszliśmy do wniosku, że brakuje energii na boisku, jak i w szatni. To samo zresztą mówili nowi gracze, którzy przyszli do naszego składu. Coś nie działa w naszym zespole, ale nie wiem dokładnie co. Nie mam żadnego usprawiedliwienia...

Co w szatni mówił trener Jankowski?

- Tłumaczył przyczyny porażki. Wytknął nam błędy. Wszyscy widzieliśmy jak gramy i de facto moglibyśmy tam godzinę siedzieć i byłoby za krótko.

Mógłbyś praktycznie to samo mówić po każdym spotkaniu...

- Dokładnie. Gramy fatalnie. Najgorzej, że nie mam na to żadnego usprawiedliwienia...

Obrona największym mankamentem?

- To jest nadal nasza słaba strona. Zawodnicy stoją, a rywale oddają rzuty z otwartych pozycji. Nawet jak do nich dochodzimy, to rzucają przez ręce. Bardzo słabo zastawialiśmy, nie walczyliśmy o piłkę.

Trener po meczu powiedział, że powoli zaczyna się zastanawiać, czy ktokolwiek w tej drużynie potrafi grać tyłem do kosza. Nie bolą cię takie słowa?

- Ale trener przecież nie widział mnie na treningach. Doznałem kontuzji w momencie, kiedy właśnie trener Jankowski do nas przychodził. Później próbowałem wrócić, ale nie odbył się trening z przyczyn technicznych. A w kolejnych jednostkach treningowych nie graliśmy tak naprawdę tyłem do kosza, skupialiśmy się na grze w kontrataku.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas

Źródło artykułu: