Śląsk poniósł porażkę 88:90 w bardzo ważnym w kontekście zapewnienia sobie miejsca w pierwszej "szóstce" tabeli spotkaniu. Po zakończeniu pojedynku z Rosą mocno niepocieszony był Jerzy Chudeusz. - Nie będę ukrywał, że jestem rozczarowany tym meczem. Pozwoliliśmy drużynie z Radomia na zbyt wiele rzeczy, na zbyt wiele akcji, które przyniosły jej szybkie, łatwe punkty, zdobyte bez problemu - skomentował "na gorąco".
W trzeciej kwarcie przyjezdni uzyskali dość wyraźną przewagę, którą później wrocławianie mozolnie odrabiali. - Pozwoliliśmy "odjechać" rywalom na 11 punktów, potem trzeba było "gonić", a to kosztowało wiele sił - przyznał 55-letni szkoleniowiec. Do wyłonienia zwycięzcy sobotniej konfrontacji potrzebne były jednak aż dwie dogrywki. - Kluczowe momenty, dodatkowy czas gry pokazuje wartość zespołu, charakter zawodników, czy są w stanie wykonać założone rzeczy na boisku, a także takie elementy, jak rzuty wolne czy rzuty spod kosza. To nam się nie udało, drużyna z Radomia okazała się twardsza - dodał Chudeusz.
Od momentu zatrudnienia nowego-starego trenera (stało się to pod koniec grudnia-przyp.red.) Śląsk rozegrał 6 meczów. Porażka z Rosą była trzecią pod wodzą następcy Milivoje Lazicia. Drużyna z Wrocławia zajmuje obecnie ósme miejsce z dorobkiem dwudziestu pięciu "oczek" i łącznym bilansem 8-9.
- Jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale nie zamierzam w tej chwili nikogo krytykować. Czas na analizę jeszcze przyjdzie, bo sezon się nie skończył. Ja cały czas wierzę w ten zespół, w to, że może walczyć - zaznaczył Chudeusz. Ekipie z Dolnego Śląska pozostało do rozegrania 5 spotkań rundy zasadniczej. W trzech z nich zmierzy się z absolutną czołówką Tauron Basket Ligi, zaś w dwóch skonfrontuje siły z bezpośrednimi rywalami w walce o pierwszą "szóstkę".
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
- Tak jak powtarzam zawodnikom, każdy mecz jest osobną rozgrywką, w każdym spotkaniu trzeba podejmować walkę, aby zwyciężyć - podkreślił doświadczony opiekun. Co stara się przekazać podopiecznym po takiej przegranej, jak ta w sobotę? - Ci bardziej ekspresywni trenerzy krzyczą i robią awanturę, a ci, którzy mają chory żołądek, czyli tacy jak ja, starają się przeprowadzić szczegółową analizę spotkania. Oczywiście zawsze jestem z drużyną i jeśli wygrywa zespół, to wygrywamy wszyscy. Podobnie jest z porażką - odpowiedzialność jest rozłożona równo na wszystkich, także na mnie - zwrócił uwagę. - Paul (Miller - przyp.red.) powiedział, że miał szanse. W żadnym wypadku nie zamierzam go winić, nie zakończył akcji w regularnym czasie przy piłce dla nas z boku, lecz każdy z zawodników przyczynia się do osiągniętego rezultatu - zakończył Chudeusz.