Szczecińska ekipa przespała pierwszą połowę niedzielnego meczu, ale złapała właściwy rytm po dużej przerwie. Gdy goście stawiali na twardą obronę, wówczas ich rywale mieli ogromne kłopoty ze zdobywaniem punktów. - Troszkę inaczej ćwiczymy. Zdecydowanie postawiliśmy na obronę, zresztą chyba widać to po wyniku. To nie są efekty tego, co już zrobiliśmy, bo bym przesadził. Nie jest tak, że wszystko odmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale będę tego pilnował, bo w ataku moi podopieczni są zdolnymi graczami - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl analizuje Krzysztof Koziorowicz.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Wikana Start Lublin nie zaprezentował się z najlepszej strony - największą jego bolączką była kiepska skuteczność. Mimo wszystko gospodarze do ostatnich sekund mieli szansę na wygraną. - Gdybyśmy wykazali więcej konsekwencji w trzeciej kwarcie, to byłoby spokojniej, ale skończyło się wielkimi emocjami. To był typ meczu, które oglądałem na płytach. W Lublinie większość zespołów miała problemy. Zdawałem sobie sprawę, że będą to trudne zawody, dlatego bardzo się cieszę ze zwycięstwa - podkreśla 56-letni szkoleniowiec.
Chociaż Koziorowicz cały czas prowadzi żeńską drużynę King Wilków Morskich Szczecin, to podjął wyzwanie przejęcia również męskiej ekipy. Na finiszu sezonu zasadniczego celem jego zespołu jest utrzymanie się w czołowej ósemce, a następnie włączenie się do walki o najwyższe cele w play-off. - Na pewno to trudny moment, ryzykowny. Wypadało pomóc. Jeżeli to rzeczywiście będzie pomoc, to będę z tego zadowolony - uważa Koziorowicz.
Podczas niedzielnego meczu w Lublinie zarówno pierwszy trener, jak i jego asystent - Mieczysław Major żywo reagowali na wydarzenia na parkiecie i wzajemnie uzupełniali się w udzielaniu wskazówek zawodnikom. - Przez ostatni tydzień właściwie mnie nie było. Więcej zajęć prowadził trener Major i wspiera mnie w określonych momentach. W tej chwili jest to tak poukładane, że już nie będzie kolidowało - tłumaczy opiekun King Wilków Morskich.