Wolę, żeby rywale sami odkryli nasze słabe punkty - rozmowa z Tomaszem Milewskim, graczem MKS-u Dąbrowa Górnicza

Po dotychczas sześciu rozegranych seriach gier na zapleczu ekstraklasy, ekipa z Dąbrowy Górniczej ma na swoim koncie cztery triumfy i dwie porażki. Taki dorobek drużynie MKS-u daje szóste miejsce w tabeli. Ten solidny, jak na beniaminka rozgrywek rezultat, to między innymi zasługa dobrej gry Tomasza Milewskiego.

W tym artykule dowiesz się o:

Marcin Jeż: W zeszłym sezonie miał pan reprezentować barwy Zastalu Zielona Góra. Jednak kilka tygodni przed rozpoczęciem rozgrywek kontrakt z zielonogórskim klubem został zerwany. Jak dalej potoczyły się pańskie losy?

Tomasz Milewski: Po pojawieniu się w mediach informacji, że zdecydowałem się zrezygnować z gry w Zielonej Górze, nie narzekałem na brak propozycji. Podjęliśmy wraz z żoną decyzję, że nie ruszamy się już z domu. Klub z Dąbrowy prowadził już ze mną rozmowy przed poprzednimi sezonami. Dlatego też postanowiłem przedstawić propozycję swojej gry w MKS-ie. Oferta ta spodobała się trenerom i działaczom, więc zasiliłem szeregi tego klubu.

W minionych rozgrywkach do drużyny z Dąbrowy Górniczej dołączył pan w trakcie sezonu. Ciężko było wkomponować się w zespół?

- Wiadomo, że każdemu ciężko jest wejść w sezon w jego połowie, bez wcześniejszych przygotowań. Ja nie byłem wyjątkiem. Natomiast trenerzy doskonale sobie z tego zdawali sprawę i pozwolili mi stopniowo odzyskiwać formę, tak abym mógł pomóc drużynie w tych najważniejszych spotkaniach jakimi były mecze w rundzie play-off.

W ubiegłym sezonie ekipa MKS-u wywalczyła awans do pierwszej ligi. Jaka była wasza droga do zasilenia grona pierwszoligowców ?

- Mój udział w awansie do pierwszej ligi zaczął się dopiero od stycznia, więc mogę wypowiadać się tylko o tym, co działo się od tego okresu. Nie ma łatwych awansów, nawet wygrywając wszystkie mecze rundy zasadniczej, zawsze istnieje możliwość odpadnięcia w fazie play-off. Podczas walki w pierwszej ósemce nie było łatwo, przegrywaliśmy nerwowe mecze, w których powinniśmy zwyciężać, a wygrywaliśmy te spotkania, które teoretycznie powinny być trudniejsze. Tak już jest w finałach, dlatego ważne jest kto wytrzyma nerwy do końca. Nam się udało, choć naprawdę nie było łatwo.

Przejdźmy do obecnego sezonu. Do tej pory MKS w pierwszej lidze radzi sobie całkiem nieźle. Po dotychczas sześciu rozegranych kolejkach pana zespół ma cztery zwycięstwa i dwie porażki na koncie...

- Uważam, że to dobry wynik, ale myślę że jeszcze za wcześnie na ocenę i wyprowadzanie jakichś daleko idących wniosków. Jestem zadowolony z obecnego stanu i mam nadzieję, że będziemy nie tylko utrzymywać taką formę, ale też robić wszystko, żeby swoją pozycję w tabeli wzmocnić.

Co w tym sezonie jest mocną stroną drużyny z Dąbrowy Górniczej?

- Wolę żeby przeciwnicy doszli do tego sami, schodząc z boiska po przegranym meczu z nami, a nie czytając moją wypowiedź.

A jeśli chodzi o słabe strony? Pana zespół ma jakieś mankamenty do wyeliminowania?

- Jest coś takiego - nie lubimy przegrywać, ale tego wolałbym nie eliminować, bo wówczas nie zależałoby nam na zwycięstwach.

O jaki cel walczy tegorocznych rozgrywkach MKS?

- Na pewno nie o awans. Klub nie jest na to przygotowany i nikt nie zakłada takiego scenariusza. A tak na poważnie, to chcemy zająć jak najwyższe miejsce, które zagwarantuje nam utrzymanie w lidze, a przy tym zaspokoi ambicję zawodników i trenerów.

W obecnym sezonie na pewno pana drużyna nie ma większych kłopotów z dojazdami na wyjazdowe mecze. Jeśli chodzi o długie trasy, to w przypadku Dąbrowy Górniczej można mieć na myśli jedynie Białystok i Sopot. W pierwszej lidze występuje 16 zespołów, także mała ilość dalekich podróży jest dla was korzystna...

- To chyba dobrze, że kluby nie muszą organizować co drugi tydzień, kosztownych dwudniowych wycieczek i mogą przeznaczyć pieniądze na bardziej sensowne cele. Zawodnicy też się mniej męczą – same plusy.

Uważa pan że w Dąbrowie Górniczej jest duże zainteresowanie koszykówką? Jak obecnie jest z frekwencją na hali w meczach przed własna publicznością?

- Zainteresowania nigdy za wiele. Mamy dość sporą grupę wiernych kibiców, którzy zawsze gorliwie dopingują nas do walki i to cieszy. Na meczach u siebie są z nami zawsze nasze żony i dzieci. Natomiast widoczne jest to, że koszykówka w Dąbrowie jest obecnie na drugim miejscu, zaraz po naszych pięknych siatkarkach. Dlatego też, trudno byłoby wymagać, żeby na mecze brzydkich spoconych facetów przychodziło tyle samo kibiców, co na siatkówkę. Mam nadzieję, że wraz z kolejnymi wygranymi, hala będzie stopniowo się zapełniać, bo nie ma nic piękniejszego jak pełne trybuny.

Waszym najbliższym rywalem jest ekipa Zastalu Zielona Góra. Co pan wie o tym zespole?

- Ekipę, która grała w Zielonej Górze w poprzednich sezonach, znałem doskonale, i wtedy wiedziałem, czego się po niej spodziewać. Cały skład Zastalu w przerwie letniej został przebudowany, dlatego też trudno mi się wypowiadać. Powiem tylko, że przygotujemy się do tego meczu najlepiej jak potrafimy i postaramy się nie zawieść naszych kibiców.

Komentarze (0)