- Anwil zagrał naprawdę świetny mecz. Bardzo dobrze trafiali na początku meczu, szybko wypracowali sobie przewagę, której później musieli tylko bronić i to im się udało. My z kolei goniliśmy od samego początku i choć mieliśmy parę okazji, by doprowadzić do remisu, to jednak właśnie wtedy nie trafiliśmy kilku rzutów - tymi słowami trener Andrej Urlep podsumował sobotnie spotkanie z Anwilem Włocławek. Jego Energa Czarni Słupsk przegrała w Hali Mistrzów 76:82 bardzo mocno komplikując sobie sytuację przed podziałem ligi na górną i dolną szóstkę.
Koszykarze Urlepa przede wszystkim fatalnie weszli w sobotnie spotkanie. Nie dość, że już w pierwszej akcji nie wykonali jego polecenia, to w kolejnych pozwolili rozpędzić się Deividasowi Dulkysowi i zanim się obejrzeli, przegrywali już 0:11 i 2:13.
- Oczywiście, że wiedzieliśmy jak gra Dulkys, ale co z tego? On nie rzucał z otwartych pozycji. Szybko zdobył osiem punktów, ale to były ciężkie rzuty przez ręce. Tak naprawdę tylko w jednej sytuacji popełniliśmy błąd w rotacji. Wszystko zaczęło się jednak od pierwszej akcji meczu, gdy Tomasz Śnieg nie zagrał w tę stronę, w którą miał grać, nie trafiliśmy rzutu, popełniliśmy jeden błąd, potem drugi i poszło - komentował słoweński szkoleniowiec.
Anwil rozpoczął mecz od pięciu celnych trójek, a w całym spotkaniu rzucił zza linii 6,75 metra jedenastokrotnie (drugi najlepszy wynik w sezonie). Dodatkowo, pomimo znacznej przewagi słupszczan pod koszem, przegrał zbiórki tylko 29:32, a sam Seid Hajrić zebrał tyle samo piłek (sześć), co dwóch koszykarzy Energi Czarnych - Garrett Stutz i Joseph Taylor.
- Anwil trafił pięć trójek w pierwszej kwarcie i tym samym zbudował sobie wielką pewność siebie. A co do gry pod koszem... Na pewno ani Garrett, ani Joseph nie zagrali na takim poziomie, na jakim powinni grać. Powinniśmy mieć przewagę pod koszem, a okazuje się, że sam Hajrić zrobił tyle zbiórek, ile oni razem. To nie powinno się zdarzyć, ale chcę zaznaczyć, że Garrett był chory przed tym meczem, a Joseph też miał problemy zdrowotne - dodawał Urlep.
Energa Czarni mieli w sobotę chwile, w których prezentowali się lepiej, niż gospodarze. Na przykład wówczas, gdy zbliżyli się do miejscowych na trzy oczka pod koniec meczu, choć kilka minut wcześniej przegrywali już 39:54. Chwilowymi podrywami nie wygrywa się jednak meczów i choć gra Anwilu nie była wolna od błędów, włocławianie lepiej radzili sobie z ustabilizowaniem rytmu gry.
- Gra się pełne 40 minut i bardzo trudno utrzymać jest ten sam poziom, o czym dobitnie przekonał się Anwil, który miał super kilka pierwszych minut, a potem już nie grał tak intensywnie. Niestety my graliśmy słabiej. W koszykówce chodzi o to, żeby jak najwięcej minut rozegrać na wysokim poziomie, a jak najmniej na tym niskim. Niestety, tym razem Anwil był lepszy - zakończył Słoweniec.
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]