Gospodynie tego dnia radziły sobie bardzo dobrze. Przede wszystkim emanowały ogromnym zaangażowaniem. W obu formacjach grały agresywnie, czego od dawna wymaga trener Stefan Svitek. Rosjanki były trochę zaskoczone takim obrotem wydarzeń. Ciężko przychodziła im realizacja zagrywek, a co za tym idzie wypracowywanie czystych pozycji dla poszczególnych graczy. Mimo tego liderka przyjezdnych, DeWanna Bonner potrafiła się odnaleźć. Niezwykle wszechstronna zawodniczka wykorzystywała mały fragment przestrzeni i punktowała z dystansu. Popisała się też paroma wejściami pod kosz. Spośród reszty koleżanek tylko Zoi Dimitrakou zagwarantowała wsparcie. Inne sporadycznie zagrażały faworytkom publiczności.
Te całą pierwszą kwartę rozegrały w szybkim tempie i trzeba przyznać, że wytrzymywały kondycyjnie. Kawał pożytecznej roboty wykonywała Jantel Lavender. Środkowa zza Oceanu często otrzymywała świetne podania, więc pozostawało wykańczać akcję. W poprzednich występach prezentowała się poniżej oczekiwań, ale teraz pokazała zdecydowanie lepsze oblicze. Stąd prowadzenie po 10 minutach 21:20.
Potem sprawy przybrały korzystniejszy dla Wisły wymiar. Kontynuowały one swoją passę i stopniowo powiększały dystans dzielący obie ekipy. Wydawało się, że powoli odskakują. Jednak każda seria znajduje kres. Pod koniec połowy przeciwniczki odrobiły straty. Przechwyciły kilka piłek po niecelnych rzutach krakowianek i przywilej ten zamieniły na kolejne "oczka". Oprócz wspominanych wcześniej postaci przypomniała o sobie znać Glory Johnson, odciążając Bonner.
Wiślaczki miały okazję spędzić przerwę w bezpieczniejszym położeniu, lecz tablica świetlna wskazywała rezultat remisowy (37:37). To dowodziło, że następne odsłony przyniosą duże emocje.
Trzecia "ćwiartka" stanowiła poniekąd przeciwieństwo wcześniejszej. Pierwotnie na czele znalazła się drużyna gości. Tradycyjnie znaczącą rolę odegrały "strzały" z dystansu. Przyjezdne systematycznie robiły użytek z tej broni i nijak dało się je powstrzymać. W polu trzech sekund zaś górowała Natalia Anoikina. Kiedy dostawała piłkę wówczas należało mieć pewność, że nie zaprzepaści szansy. Może nie działo się to notorycznie, ale w konsekwencji poczynania 26-latki przełożyły się na ostateczny rozrachunek.
Wicemistrzynie Polski chwilami walczyły wręcz heroicznie. Błyskawiczne szarże przeprowadzała Danielle McCray. Pod tablicami skakała atletyczna Allie Quigley. Obwodowa wreszcie zagwarantowała wymierne wsparcie. Między innymi dzięki temu rywalki nie potrafiły "pogrzebać" wszelkich nadziei kolektywu ze stolicy Małopolski.
Jeszcze w trakcie decydującej batalii obydwie strony znajdowały się na tym samym pułapie. Nawet odważna postawa Eliny Babkiny nie zniechęciła uczestnika turnieju FinalEight. Kontry Łotyszki bowiem spotkały się z odpowiedzią niezawodnej Lavender oraz Zane Tamane. Niestety dla osób zgromadzonych w hali przy Reymonta wkrótce przyszedł impas. Nieco ponad 2 minuty przed finiszem podopieczne George'a Dikeoulakosa postawiły kropkę nad i. Spiker zawodów po raz enty musiał wypowiadać nazwisko Bonner. To co zrobiła tego wieczoru przeszło najśmielsze wizje. Potwierdzenie tych słów stanowi fakt, że zanotowała współczynnik evaluation 44.
Wiślaczki mogły jedynie uronić łzę. Włożyły mnóstwo serca w pojedynek, niemniej pożegnały się z tegoroczną Euroligą.
Wisła Can Pack Kraków - Nadieżda Orenburg 76:83 (21:20, 16:17, 23:23, 16:23)
Wisła: Lavender 29, Quigley 12, McCray 11, Żurowska 8, Ouvina 7, Tamane 7, Pawlak 2, Szott-Hejmej 0, Jujka 0.
Nadieżda: Bonner 29, Johnson 10, Anoikina 9, Babkina 9, Kuzina 7, Cruz 7, Dimitrakou 7, Żedyk 5.
Stan rywalizacji: 2:0 dla Nadieżdy
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!