Biała Gwiazda podczas rundy play off mierzyła się z Nadieżdą Orenburg, która od początku uchodziła za faworyta. Wszak oba teamy spotkały się w fazie grupowej i Rosjanki triumfowały wówczas dwukrotnie.
Również pierwsza potyczka przedostatniego etapu ELW padło łupem rywalek. Różnica wyniosła cztery punkty, chociaż wydawało się, że kolektyw dawnego szkoleniowca Lotosu Gdynia, George'a Dikeoulakosa znacznie spokojniej osiągnie cel. Stąd kluczowy bój odbył się w piątek przy Reymonta. Ewentualna wygrana wiślaczek doprowadziłaby do trzeciego starcia. Wszyscy pod Wawelem wierzyli w ten scenariusz.
Zespół mocno zmobilizował się na ten występ. Zawodniczki aż emanowały sportową złością i żądzą rewanżu. Co więcej, agresywne nastawienie utrzymały przez pełne czterdzieści minut. Wcześniej za każdym razem zdarzały się wahania formy. To najlepiej oddaje poświęcenie oraz wolę walki krakowianek.
Analizując wnikliwie wydarzenia po części można krytykować pozostawianie wolnego miejsca na obwodzie. Dlatego oponent legitymował się blisko pięćdziesięcioprocentową skuteczność "strzałów" za trzy. Z drugiej strony próbowały mocniej bronić strefy podkoszowej, a dodatkowo w ważnych momentach przechwytywały piłkę. Kto wie, może gdyby tylna formacja była bardziej rozciągnięta wtedy przeciwniczki jeszcze łatwiej dostałyby się do kosza? A tak odskoczyły dopiero w końcówce.
Za dokonania ofensywne zaś pochwalić wypadało Jantel Lavender. Amerykanka odpowiedziała krytykom fantastyczną dyspozycją. Sam fakt zdobycia 29 "oczek" mówi za siebie. 25-latka ani na chwilę nie zeszła z parkietu. Notabene identycznie jak liderka gości, DeWanna Bonner. Wiślacka podkoszowa wykonała tytaniczną pracę. Koleżanki także robiły co w ich mocy. Kiedy sprawy przybierały negatywny bieg nagle ujawniła się Danielle McCray przeprowadzając błyskawiczne szarże. Na finiszu nadzieje akcją "2+1" przedłużyła Zane Tamane. Warto wspomnieć o Allie Quigley. Węgierka choć nie należy do najwyższych notowała istotne zbiórki, efektem czego drużyna zyskiwała nowe 24 sekundy. Zaskoczyła Cristina Ouvina. Rzut Hiszpanki często budzi zastrzeżenia. Tym razem zakończyła rywalizację bez pudła.
Niestety dla miejscowych ostatnie fragmenty przesądziły o porażce. Cichą bohaterką została Elina Babkina. Nikt nie spodziewał się po Łotyszce dużo, a to jej kontry i cztery trafienia ogromnie pomogły Nadieżdzie.
Srebrne medalistki ekstraklasy zeszły więc z boiska pokonane, jednak ten pojedynek paradoksalnie powinien dodać im pewności siebie. Udowodniły, że potrafią zaprezentować równy poziom i podjąć skrajnie ciężki wysiłek. Koszykarki z Orenburga były lepsze, lecz Wisła nadal ma do zrealizowania jeden kluczowy cel - mistrzostwo kraju.