Adam Popek: Sobotni mecz z CCC nie zmieni nic w ogólnej hierarchii. Dla was liczy się coś takiego jak prestiż i przewaga mentalna?
Agnieszka Szott-Hejmej: Mentalne zwycięstwo zawsze ma istotne znaczenie, bo pozwala wykrzesać wiarę. Pozytywnie nastawia. Aczkolwiek, wybiegając już naprzód, nie można założyć, że polkowiczanki w kolejnym spotkaniu od razu się poddadzą. Jeżeli teraz uzyskamy satysfakcjonujący rezultat to rywalki będą wyczekiwać rewanżu i zrobią wszystko by udowodnić swoją wyższość. My zaś pracowałyśmy w minionych dniach nad poprawą przytrafiających się błędów. Mnóstwo uwagi poświęciłyśmy obronie. Zobaczymy czy starania przyniosą efekty.
Czym Biała Gwiazda wyróżnia się na tle Pomarańczowych?
- Obydwie ekipy prezentują podobny poziom. My mamy centra, który potrafi pod koszem świetnie manewrować. W większość przypadków jednak dałabym znak równości, choćby między Belindą Snell oraz Allie Quigley. Do tego dochodzą znakomite rozgrywające. Preferują zupełnie odmienny styl, natomiast obie wybijają się ponad przeciętność. Nasza Hiszpanka dysponuje ogromną dynamiką, szybkością. Jelena Skerović woli poukładaną koszykówkę.
Z Euroligą rozstałyście się dwa tygodnie temu, lecz nadal harujecie niczym na początku sezonu.
- Dyscyplina nie zmalała. Chwilami tylko ciężko się skupić. Fakt faktem puchary wyzwalały dodatkową motywację. Marzyłyśmy o turnieju FinalEight, snułyśmy własne plany. Po odpadnięciu generalnie mówiąc nie byłyśmy szczęśliwe. Życie toczy się dalej. Myślę, że każda zawodniczka wytyczyła sobie następne cele. Wspieramy siebie nawzajem i je realizujemy.
Uważasz, że aktualna forma wystarczy, by wywalczyć mistrzostwo?
- Na razie jeszcze nie. Potrzeba nam stabilności. Wierzę, iż optymalna dyspozycja pojawi się kiedy przyjdzie wystąpić w finałach. Nie gramy jakiegoś wspaniałego, widowiskowego basketu. Tyle, że lepiej wygrać brzydko niż pięknie przegrać.
Rzeczywiście braki koncentracji powodują te słynne przestoje, które przydarzają się zdecydowanie zbyt często?
- Raczej tak. Jak ujawnia się niepożądane rozluźnienie nagle popełniamy głupie straty, podajemy piłkę od niechcenia. Zaczynamy kombinować zamiast wcielać poczynione wcześniej schematy. Przeciwniczki wykorzystują momenty słabości. Przeprowadzą parę kontr i robi się nerwówka.
Główną siłę Wisły przynajmniej w teorii miał stanowić obwód. Tymczasem zza łuku oddajecie znikomą ilość rzutów.
- Ja wywodzę się z gorzowskiej szkoły, wedle której "trójek" należy szukać pod koniec akcji. W przypadku odrzutów. Najpierw trzeba próbować tych teoretycznie najłatwiejszych punktów. A po co uciekać się do innych rozwiązań skoro trafiamy z bliższych odległości?
Ale przecież są klasowe strzelczynie.
- Zgadza się. Cóż, póki co wychodzi tak, że podkoszowe radzą sobie również przy podwojeniach. Wymuszając faule tworzą akcje "2+1", więc powstaje prosty rachunek (śmiech). A poważnie to całość zależy od decyzji. Nawet gdy nadarzy się okazja wycofania na obwód wówczas przychodzą myśli - może jeszcze poszukać czegoś łatwiejszego?
Wiele osób zastanawiało się czy wytrzymasz zdrowotnie sezonowy reżim. Chyba wypada powiedzieć, że organizm zdał egzamin?
- Wkradły się co prawda pojedyncze mikrourazy. Chwała Bogu nic poważniejszego. Nasi fizjoterapeuci, Jacek i Łukasz opiekę medyczną zorganizowali niezwykle profesjonalnie. Od razu działają jeśli coś złego się dzieje. Między innymi dzięki temu wciąż daję radę biegać. Niemniej tutaj nie gram po 35 minut, dlatego poszczególne pojedynki okupione są mniejszym wysiłkiem jednostkowym.