- Zawsze zaczynam koszykówkę od obrony - rozmowa z Markiem Śmiłowiczem - trenerem Openu Basket Pleszew

 / Znicz
/ Znicz

Marek Śmiłowicz jest na co dzień trenerem drugoligowego Openu Basket Pleszew. Pod wodzą tego szkoleniowca pleszewska drużyna plasuje się obecnie na ósmym miejscu w ligowej tabeli. Przed początkiem sezonu apetyty w Pleszewie były jednak znacznie większe. Czy koszykarze Openu są jeszcze w stanie włączyć się do walki o awans?

W tym artykule dowiesz się o:

Spotkanie z drużyną z Wrocławia nie było dla pana zespołu trudnym pojedynkiem...

- Z jednej strony wiedziałem, że przeciwnik jest z kategorii tych nieco słabszych, ale takich spotkań należy się obawiać. Młode, ambitne zespoły bardzo często potrafią sprawiać niespodzianki. Obawiałem się także o formę swoich zawodników po przerwie świątecznej. Wprawdzie trenowaliśmy, ale na pewno nie tak intensywnie jak przed świętami. Jak wiadomo wtedy nasza forma wyglądała przyzwoicie i obawiałem się, aby to gdzieś nie uciekło. Moje obawy w sumie nie były bezpodstawne, ponieważ w trakcie spotkania sparingowego było widać pewne zaległości treningowe. W spotkaniu przeciwko drużynie z Wrocławia początek był także trochę niemrawy. Uczulałem swoich zawodników, aby od pierwszego gwizdka zabrali się ostro do pracy i grali agresywnie w obronie. Niestety, początkowo nie było idealnie, ale po przerwach na żądanie, męskich rozmowach, to my później dyktowaliśmy warunki. Kiedy posiadaliśmy już znaczącą przewagę, postanowiłem, że przećwiczymy kilka wariantów. Ogólnie uważam, że zrobiliśmy to, co do nas należało. Wygraliśmy to spotkanie bez większej nerwowości.

W najbliższą sobotę pojedynek z drużyną z Opola. To będzie zupełnie inne spotkanie niż konfrontacja z zespołem z Wrocławia

- Już jakiś czas temu powiedziałem chłopakom, że najwyższy czas, aby zacząć się piąć w górę ligowej tabeli. Mamy wygrywać każde spotkanie. Myślę, że system przygotowań nie zostanie zmieniony, ponieważ cały czas idziemy dobrym torem. Jak już powiedziałem, czas dźwignąć się w tabeli.

Czy w składzie pleszewskiej drużyny pojawią się jeszcze jacyś nowi zawodnicy?

- Do 15 stycznia jest termin transferowy. Cały czas jeszcze szukamy kilku zawodników na poszczególne pozycje. Trzon zespołu jest przyzwoity, ale chciałbym mieć jeszcze dublerów. Nie wiem, czy uda się to zrealizować. Niemniej jednak myślę, że praca z zespołem podąża w dobrym kierunku. To wszystko powinno skończyć się jakimś sukcesem, ale oczywiście wiadomo, że to tylko sport. Wierzę, że uda nam się jeszcze pozyskać jakiegoś zawodnika. Wtedy nasza kadra będzie jeszcze silniejsza, chociaż można powiedzieć, że już teraz jest bardzo przyzwoita.

Co zmienił pan w grze zespołu po objęciu stanowiska pierwszego trenera Openu Basket Pleszew?

- Nie chciałbym tego do końca zdradzać. Przede wszystkim kładę nacisk na obronę. Czasami trudno jest zmotywować zespół do agresywnej gry w defensywie, kiedy gramy z teoretycznie słabszym przeciwnikiem. Jakiś czas temu analizowałem nasze spotkania i powiem szczerze, że w obronie wyglądało to bardzo przyzwoicie. Traciliśmy na poziomie 50, czasami 60 punktów. Osobiście uważam, że jest to niezłe osiągnięcie. Zawsze zaczynam koszykówkę od obrony. Nawet w spotkaniach ze słabszymi zespołami staram się to wpajać do głowy moim zawodnikom. Obrona, obrona i jeszcze raz obrona. Dopiero później można zająć się atakiem.

Dariusz Parzeński i Piotr Nizioł to zdecydowanie najbardziej doświadczeni zawodnicy w pana zespole. W kadrze Openu Basket Pleszew jest jednak wielu perspektywicznych koszykarzy. Którzy z nich mają papiery na dobrych graczy?

- Zgadzam się co do Piotra Nizioła i Darka Parzeńskiego. To rzeczywiście ludzie, którzy na parkietach polskiej koszykówki zrobili dużo dobrego. Na pewno dobrze się stało, że chcą nam pomagać, ponieważ młodzi zawodnicy mają się od kogo uczyć. Cieszę się, że mogę liczyć na tych graczy właściwie na każdym kroku. Trzeba przyznać, że te ostatnie mecze, które udało nam się wygrać, to duży wkład Piotrka i Darka. Jeśli chodzi o młodszych zawodników, to generalnie każdy ma papiery na dobrego gracza. Niesamowity potencjał ma w szczególności Rafał Kikowski. Ten chłopak potrzebuje dużo pracy i spokoju w myśleniu na parkiecie. Jestem także w miarę zadowolony z naszego nowego zawodnika, którym jest Grzegorz Szybowicz. Pozyskaliśmy go z Tarnowa Podgórnego. Myślę, że będziemy mieli pociechę z tego chłopaka. Jestem także bardzo usatysfakcjonowany grą Macieja Miłonia, który od momentu kiedy jestem trenerem, realizuje to, czego od niego oczekuję. Uważam także, że podciągnąć mogą się pozostali zawodnicy jak np. Alan Urbaniak. Ten chłopak ma minięcie i predyspozycje rzutowe, ale także dużo zaległości pod względem ułożenia koszykówki i spraw taktycznych.

Ciężko pogodzić pracę w Pleszewie z nauczaniem w 2. Liceum Ogólnokształcącym w Ostrowie?

- Daję radę, ale gdyby miało tak być dłużej, to na pewno musiałbym coś zmienić. Byłbym w stanie poradzić sobie z pogodzeniem szkoły i klubu, ale powiem szczerze, że mam także jeszcze trzecią pracę, o której nie chciałbym mówić. Od momentu, kiedy podjąłem pracę w Pleszewie mam praktycznie zajęte całe kolejne dni. Jest to trochę szaleńcze i gdyby ta praca miała zostać przedłużona, to na pewno musiałoby dojść do pewnych zmian. Spokojnie poradziłbym sobie ze szkołą i klubem. Zobowiązałem się jednak do trzeciej pracy. Nie chodzi o sprawy finansowe, ale obiecałem pomoc moim dwóm kolegom. Jest to związane z Ostrowską Ligą Koszykówki.

Przez pewien czas prowadził pan zespół wraz z Janem Perkiewiczem. Jak wtedy wyglądał podział obowiązków?

- Jan Perkiewicz był pierwszym trenerem a ja jego asystentem. Nie było i nie ma mnie we wtorki i czwartki na treningach. Wtedy wszystkie sprawy ciągnął trener Perkiewicz. Moja funkcja sprowadzała się wówczas do podpowiadania, a pierwszym szkoleniowcem był Jan Perkiewicz.

Dlaczego zdecydował się pan na pracę w Pleszewie?

- Jest to zasługa prezesa, ponieważ ja się mocno opierałem. Jak już wspomniałem, wykonuję dwie prace w Ostrowie, ale pan Tomasz Nowaczyk się na mnie uparł i może dlatego mnie to trochę "połaskotało". W końcu, po długich namowach, zdecydowałem się podjąć tą rękawicę.

Chciałby pan zostać w Pleszewie na dłużej?

- Nie myślałem o tym. Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Chciałbym wygrać jak najwięcej spotkań w tym sezonie. Po zakończeniu rozgrywek będzie można porozmawiać na temat mojej przyszłości. Nie ukrywam, że prezes już delikatnie zaczął poruszać temat nadchodzącego sezonu. Jest to zrozumiałe, ponieważ ten zespół należałoby budować znacznie wcześniej.

Czy sądzi pan, że w Pleszewie jest dobry klimat do koszykówki?

- Nie rozeznałem jeszcze zbyt dobrze tego klimatu. Na pewno wspaniałym człowiekiem jest prezes. Podobne zdanie mam na temat jego najbliższych współpracowników. Jestem pod wrażeniem pracy pana Tomasza Nowaczyka, który wkłada we wszystko wielkie serce. Trzeba pamiętać, że Pleszew to mała miejscowość. W tym mieście nie za bardzo jest co robić jesienią czy zimą. Trzeba zauważyć, że na każdym meczu mamy komplet publiczności. To miasto chyba zasługuje na taką koszykówkę. Jest jednak jeszcze wiele do zrobienia. Potrzebny jest cały sztab ludzi. Często uświadamiam sobie, że za stronę sportową odpowiedzialny jestem tylko i wyłącznie ja. Poza tym jest jeszcze jedynie prezes, który podpiera się swoimi dwoma, może trzema kolegami. Gdyby Pleszew miał grac ligę wyżej, to uważam, że konieczne jest zebranie odpowiednich ludzi.

Niedawno rozpoczęliśmy nowy rok. Jakie cele ma w nim Marek Śmiłowicz?

- Chciałbym zakończyć ten sezon z jak najlepszym wynikiem. Założyłem sobie, i to właśnie mówię chłopakom na każdej odprawie, że mamy piąć się w górę ligowej tabeli. Jak daleko dojdziemy? Zobaczymy w marcu, bo właśnie wtedy kończy się liga. Nie wyobrażam sobie w ogóle, żebyśmy spadli w dół tabeli.

Komentarze (0)