Anwil Włocławek: Nie podążać szlakiem Asseco

Rok temu ekipa Asseco Gdynia zakończyła szóstki na czwartym miejscu, ale osłabiona personalnie, odpadła w ćwierćfinale z Anwilem Włocławek. Dzisiaj to Rottweilery są w podobnej sytuacji...

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

W zeszłym sezonie Asseco Gdynia, na tamten moment cały czas obrońca mistrzowskiego trofeum i ówczesny czempion polskiej ligi, zakończył fazę szóstek na czwartej pozycji. Lokata z pewnością byłaby zdecydowanie wyższa, gdyby nie fakt, że mniej więcej w połowie rozgrywek drużynę zaczęły trapić poważne problemy finansowe, które skutkowały rozstaniem z kluczowymi koszykarzami.

Łukasz Koszarek wybrał ofertę Stelmetu Zielona Góra, Adam Hrycaniuk powędrował do Walencji, a jeszcze wcześniej gdyński klub na Cibonę Zagrzeb zamienił Jerel Blassingame.

Tym samym, choć ekipa Asseco Gdynia rozpoczęła rundę play-off z przewagą własnego parkietu, to już w pierwszym meczu Anwil Włocławek okazał się lepszy i ostatecznie pokonał mistrza wynikiem 3-1, zatrzymując jego dziewięcioletnią hegemonię. Stało się tak również ze względu na fakt, że trener Andrzej Adamek mógł rotować w ćwierćfinałowej rywalizacji zaledwie siódemką koszykarzy.

Dzisiaj to jednak włocławianie są w bliźniaczo podobnej sytuacji... Klub od początku obecnego roku zmaga się z problemami finansowymi wynikającymi z nagłej zmiany strategii sponsorowania przez głównego mecenasa, firmę Anwil S.A., co przełożyło się między innymi na rozstanie z Deividasem Dulkysem. Na domiar złego, kontuzje kilku graczy albo wyeliminowały ich z gry całkowicie (Keith Clanton), albo tymczasowo, ale na tyle skutecznie, że zawodnicy do tej pory szukają właściwej formy (Paul Graham).

- Jesteśmy w bardzo podobnej sytuacji, co Asseco w zeszłym sezonie. Również mamy swoje problemy, każdy wie o co chodzi, i tak samo jak gdynianie zaczynamy play-off z przewagą parkietu, grając z piątym zespołem ligi. Wtedy to my byliśmy na piątym miejscu i szybko odebraliśmy tę przewagę gdynianom. Teraz nie możemy dopuścić do tego, by to miało miejsce - tłumaczy trener Anwilu Włocławek, Milija Bogicević.

Tamtą rywalizację doskonale pamięta Piotr Pamuła, wówczas gracz Asseco, a dzisiaj rzucający Anwilu. Pamięta, choć z powodu urazu stopy nie zagrał w meczach ćwierćfinałowych ani minuty, przyglądając się z ławki poczynaniom swoim kolegom.

- To jakieś fatalne zrządzenie losu, ale mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej, bo moja psychika ma granice i powoli zastanawiam się czy po sezonie nie pójść na jakiś kurs z psychologii - śmieje się 24-letni strzelec Anwilu i po chwili dodaje, tym razem już całkiem na poważnie. - Rzeczywiście, analogie są aż nadto widoczne, ale przecież każdy mecz, każda rywalizacja pisze swoją odrębną historię i nie można patrzeć w przeszłość, myśląc o tym, że teraz będzie tak samo.

Poza Pamułą, w ówczesnym składzie Asseco byli m.in. Przemysław Zamojski, Mateusz Ponitka czy gracze z wieloletnim doświadczeniem nie tylko w TBL, ale również w europejskich pucharach, Robert Witka i Piotr Szczotka.

- Ten element zdecydowanie wyróżnia oba zespoły. Tamto Asseco miało w swoim składzie graczy, którzy rywalizowali nawet w Eurolidze i wiedzieli czym są mecze o stawkę. My nie mamy dzisiaj aż tak wielkiego doświadczenia, ale to nie oznacza, że jesteśmy na straconej pozycji. Na pewno nie jesteśmy. Przede wszystkim, będziemy chcieli wykorzystać przewagę parkietu i liczymy na naszych kibiców, a po drugie - zamierzamy zagrać z wielkim zaangażowaniem, walką i obiecuję wszystkim, że mój zespół zostawi na parkiecie i serce, i wiele litrów potu - dodaje Bogicević.

We Włocławku z pewnością nie chcą pójść szlakiem wyznaczonym przez Asseco i mimo wszystko, szanse na to, że nie pójdą - są spore. Większość ekspertów jest zgodna i choć zaznacza, że w tej konfrontacji prawdopodobnie dojdzie do pięciu spotkań, to jednak ostatni, decydujący mecz ma być ze wskazaniem dla Anwilu.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×