Miami Heat obronili własne boisko i w rywalizacji z Indianą Pacers prowadzą już 2:1!

Miami Heat w nocy z soboty na niedzielę ograli na własnym parkiecie Indianę Pacers i w rywalizacji do czterech zwycięstw prowadzą już 2:1.

Po porażce na inaugurację, dwie kolejne batalie padły już łupem obecnych championów. Miami Heat nie zawiedli swoich fanów i w pierwszym meczu finału Konferencji Wschodniej rozgrywanym w AmericanAirlines Arena pokonali rywali 99:87. Nie była to jednak łatwa przeprawa.

W sobotnie spotkanie lepiej wkomponowali się przyjezdni, którzy wygrali premierową odsłonę 21:14. Chwilę później zrobiło się nawet 37:22 dla gości z Indianapolis, ale odpowiedź Heat była natychmiastowa. Podopieczni Erika Spoelstry zakończyli drugą kwartę runem 16-5 i do szatni schodzili już tylko z czteropunktowym deficytem.

[ad=rectangle]
Dzielący dystans zniwelowali po zmianie stron. Żar wygrał ten fragment meczu 33:22, a trzecią partię spektakularną trójką zakończył Dwyane Wade. - Nigdy nie widziałem go bardziej podekscytowanego, niż po tym rzucie - mówił o reakcji Flasha jego klubowy kolega, Ray Allen.

Czwartą kwartę od skutecznej akcji tego samego typu rozpoczął Dwyane Wade, ale sympatyków Heat w błyskawiczny sposób uciszył Paul George. Skrzydłowy Pacers zdobył wówczas 8 oczek w przeciągu niespełna trzech minut, a podopieczni Franka Vogela wrócili do walki o końcowy triumf. Jak się później okazało, tylko na chwilę.

W najlepszy możliwy sposób o swojej obecności przypomniał Jesus Shuttlesworth. 38-letni weteran zaaplikował rywalom aż cztery trójki w czwartej kwarcie(!), co okazało się kluczem do sukcesu.

Miami Heat pokonali ostatecznie Indianę Pacers 99:87, a Sugar Ray był jednym z najjaśniejszych punktów zespołu. - To moje terytorium - powiedział o strefie rzutów za trzy punkty sam zainteresowany. - W tej serii nie możemy się godzić na ich warunki. Dobrze było zobaczyć nas wracających do gry w drugiej połowie i wykazujących sporo wytrzymałości - mówił o postawie swojego zespołu szkoleniowiec zwycięskiej drużyny, Erik Spoelstra.

Największy wkład w triumf zespołu z Florydy mieli oczywiście LeBron James oraz wspominany wyżej Wade. Ten pierwszy uzbierał 26 punktów, 5 zbiórek i 7 asyst, a 23 oczka to dorobek trzykrotnego mistrza NBA. Kolejne dobre spotkanie rozegrał też Norris Cole, który spędził na parkiecie aż 33 minuty. - Jego znakiem firmowym jest defensywa. W ofensywie daje nam dodatkowe możliwości - komplementował rezerwowego rozgrywającego sam LBJ.

Pacers w trzecim spotkaniu rywalizacji zabrakło przede wszystkim skuteczności. Goście umieścili w koszu zaledwie 6 trójek na 21 oddanych, a ponadto popełnili aż 17 strat. 17 punktów (5/13 z gry, 1/6 za 3) skompletował George, 16 Roy Hibbert, 13 David West, ale co ciekawe - najwięcej zbiórek spośród graczy Pacers miał Lance Stephenson. Born Ready zapisał przy swoim nazwisku 10 oczek, 11 zebranych piłek oraz 5 asyst.

Czwarte spotkanie serii odbędzie się w nocy z poniedziałku na wtorek o godzinie 2:30 czasu polskiego. Gospodarzami tego pojedynku ponownie będą Miami Heat.

Miami Heat - Indiana Pacers 99:87 (14:21, 24:21, 33:22, 29:23)

(James 26, Wade 23, Allen 16 - George 17, Hibbert 16, West 13)

Stan rywalizacji: 2:1 dla Miami Heat

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (2)
avatar
heat_rays_fan
25.05.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
pierwsza kwarta to totalne dno w wykonaniu Miami, zapowiadalo sie ze Indiana ich rozjedzie jak walec, ale z czasem bylo coraz lepiej. Cieszy dobra postawa Wade'a w kolejnym meczu. Sugar Ray dzi Czytaj całość
avatar
Zubek2001
25.05.2014
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
cóż słabo Indiana... Na Heat trzeba więcej...