Do przerwy Robert Witka miał na swoim koncie cztery punkty i nic nie zapowiadało faktu, że będzie on jednym z kluczowych zawodników swojej drużyny. Po przerwie polski podkoszowy się jednak rozrzucał i do swojego dorobku dołożył 15 oczek. To jego rzut trzypunktowy na 20 sekund przed końcem meczem przypieczętował zwycięstwo Rosy Radom. Po meczu gracz jednak spokojnie podchodził do swojego występu.
[ad=rectangle]
- Nie byłem aż tak bardzo skuteczny tego dnia, nie trafiłem sporo rzutów otwartych w pierwszej połowie. Później coś tam wpadło. Cieszę się z tego powodu, że udało mi się rzucić 19 punktów, ale pierwsza połowa to katastrofa - mówił Witka, który byl najskuteczniejszym zawodnikiem w ekipie Wojciecha Kamińskiego.
W czwartej kwarcie radomianie przegrywali już pięcioma punktami, ale dogonili sopocian i w końcówce przechylili szalę na swoją korzyść. Są o jeden mecz bliżej do brązowego medalu. - Udało się nam zniwelować straty Trefla. Szczęśliwie udało się wrócić do gry. Aczkolwiek zwycięstwo jednym punktem nie pokazuje tego, kto był lepszy, czy gorszy. Na to składa się splot różnych wydarzeń - zaznacza gracz Rosy.
Zwycięstwo Rosy w tym meczu musiała jest o tyle cenniejsze, że musiała sobie radzić bez dwóch podkoszowych - Kirka Archibeque'a oraz Huberta Radke. - Wykonaliśmy kawał dobrej roboty w tym meczu. To naprawdę niesamowite, że wygraliśmy z Treflem, pomimo takich okoliczności - zauważa Witka.