W sobotę drużyna z Siedlec w końcu miała powody do radości. MKK przerwał passę kilku porażek z rzędu i wrócił na zwycięską ścieżkę. Przypomnijmy, iż podopieczne trenera Teodora Mołłova pokonały Basket Gdynia 79:73.
[ad=rectangle]
- Jestem zadowolony, że dziewczyny wytrzymywały fizycznie, ale dziwi mnie słaba skuteczność. Jak myślałem o swoich możliwościach w tym meczu, to przypomniałem sobie moje ciężkie momenty z czasów pracy w lidze zawodowej w Bułgarii. Wtedy powstało powiedzenie, że pies, których chciał ugryźć Mollova został bez zębów - tłumaczy w swoim stylu opiekun MKK.
Drużyna z Siedlec przystąpiła do sobotniego starcia mocno osłabiona. Beniaminek z powodu wielu problemów starał się nawet przełożyć potyczkę z Basketem Gdynia na inny termin. Na takie rozwiązanie nie zgodzili się jednak goście, którzy koniec końców, szczególnie w pierwszej połowie zostali rozbici przez MKK.
- Chcieliśmy przełożyć ten mecz, bo mieliśmy tylko 6 zawodniczek, z czego 2 grały na własne życzenie. Tak nie powinno być w ekstraklasie, kluby i prezesi powinni się dogadywać - słusznie zauważa Mollov.
Dla zawodniczek z Gdyni była to już 9 porażka w tym sezonie. Według Wadima Czeczuro, kluczowa dla losów spotkania okazała się pierwsza połowa. W drugiej koszykarkom z Pomorza zabrakło już czasu na odrobienie strat.
- W pierwszej połowie zupełnie się pogubiliśmy, nie graliśmy tego, co mieliśmy grać. Dziewczyny chciały za szybko wygrać i nie broniły na odpowiednim poziomie. Po przerwie wzięliśmy się do roboty. Do zwycięstwa zabrakło trochę zimnej krwi, trochę szczęścia - przyznaje opiekun Basketu Gdynia.