Dokładnie 11 listopada posadę pierwszego szkoleniowca w ekipie Stelmetu Zielona Góra objął Saso Filipovski. Słoweniec na tym miejscu zastąpił Andrzeja Adamka, który sam podał się do dymisji. Po wspólnych rozmowach ustalono, że Polak ustąpi z miejsca pierwszego trenera i znów będzie pracował jako asystent. Słoweniec bardzo szybko wziął się do pracy. Od samego początku położył nacisk na dwie sprawy - natężenie treningów i defensywa.
[ad=rectangle]
Zawodnicy zaczęli mocniej pracować podczas zajęć, a większość czasu na treningach Filipovski spędza nad obroną. Zresztą nie od dziś wiadomo, że to "konik" w jego pracy.
Efekty przyszły bardzo szybko. Za czasów Filipovskiego Stelmet rozegrał dwanaście spotkań (razem z Pucharem Europem), z czego aż osiem zakończyło się zwycięstwem ekipy z Zielonej Góry. Ciekawostką jest fakt, że ostatnia porażka Stelmetu miała miejsce 3 grudnia - przeciwko KK Buducnost Voli Podgorica.
- Myślę, że coraz lepiej funkcjonujemy w obronie. Nasze rotacje w defensywie wyglądają naprawdę dobrze, zacieśniamy strefę podkoszową, każdy dokładnie wie, co ma robić na boisku. To może cieszyć - uważa Przemysław Zamojski, który u trenera Filipovskiego znacznie lepiej prezentuje się niż za czasów Adamka. Popularny "Zamoj" odzyskał formę i znów jest bardzo groźny na dystansie.
Reprezentant Polski zdradza nam, jakie są założenia Stelmetu za czasów Filipovskiego. - Mamy zatrzymać rywali na jak najmniejszej liczbie punktów. Cieszy nas fakt, że w ostatnich spotkaniach zatrzymaliśmy drużyny na 60 punktach. Tak musimy grać cały czas. W ofensywie z kolei w każdym spotkaniu mamy mieć ponad 15 asyst i więcej niż 10 zbiórek w ofensywie, ograniczając straty do 10. Te założenia zawsze staramy się realizować - przyznaje Zamojski.