Zdecydowanie najwięcej emocji było w starciu w Mieście Aniołów. Co prawda mecz nie zaczął się po myśli podopiecznych Byrona Scotta, bo w pierwszej kwarcie goście wyraźnie odskoczyli. Jeziorowcy grali słabo w ataku i z taką grą nie mieli szans na walkę o zwycięstwo.
To się jednak zmieniło i w kolejnych odsłonach odrabiali dystans do Pacers. Zawodnicy Franka Vogela dość długo się bronili i utrzymywali na prowadzeniu, ale w czwartej kwarcie gospodarze ich dopadli. Spora w tym zasługa Nicka Younga. To on był najlepszym strzelcem swojego zespołu, choć jego skuteczność generalnie pozostawiała wiele do życzenia.
[ad=rectangle]
W kluczowym momencie potrafił jednak trafić za trzy, a następnie świetnie wypadł na linii rzutów wolnych. Pacers nie dawali jednak za wygraną i jeszcze kilkakrotnie wychodzili na skromne prowadzenie. Tyle że wtedy do akcji wkraczał Kobe Bryant. Lider Lakers zdobył dziewięć ostatnich punktów dla swojego zespołu i ostatecznie poprowadził go do jedenastego zwycięstwa w obecnym sezonie. 36-letni koszykarz ogółem zapisał na swoje konto 20 "oczek", 6 asyst i 6 zbiórek.
W ekipie Vogela aż sześciu graczy uzbierało przynajmniej 10 punktów. Mało tego, przyjezdni zdominowali walkę w strefie podkoszowej, mieli też więcej asyst, ale zdobyli aż o 15 punktów mniej z rzutów wolnych.
Aż 35 punktów zapisał na swoje konto Brandon Jennings. 25-letni zawodnik za sprawą świetnej postawy poprowadził Tłoki do dziesiątej wygranej w rozgrywkach. Jennings grał bardzo skutecznie - trafił aż 14 z 21 rzutów z gry. Ponadto zanotował 7 assyst, 2 zbiórki i tyle samo przechwytów.
Detroit nie miało jednak większych trudności z pokonaniem ekipy z Sacramento. Kings opór stawiali, ale niezbyt długo. Już na przerwę schodzili z wyraźną stratą. Na początku kolejnej partii udało im się ją częściowo zmniejszyć, lecz w ostatniej kwarcie zostali znokautowani. Zwycięstwo było poza ich zasięgiem. To efekt przede wszystkim fatalnej dyspozycji w rzutach z dystansu, w szczególności Rudy'ego Gaya i Bena McLemore'a. Najlepszym strzelcem gości był DeMarcus Cousins, ale i on miał spore problemy ze skutecznością.
W Phoenix doszło do starcia dwóch nieco osłabionych drużyn - Suns i Raptors. Drużyna Jeffa Hornacka wypadła naprawdę dobrze i właściwie pewnie pokonała mocnego przeciwnika. Decydująca okazała się pierwsza połowa, w której Słońca zapisały na swoje konto aż 70 punktów, a goście "zaledwie" 53!
Aż siedmiu koszykarzy Phoenix uzbierało przynajmniej 10 punktów, ale najlepiej wypadli Eric Bledsoe, Goran Dragić i Isaiah Thomas. Wymieniony tercet w sumie uzbierał 56 "oczek", czyli niespełna połowę dorobku całego zespołu. Co istotne, wszyscy wymienieni zagrali na wysokiej skuteczności. Suns byli też znacznie lepsi w strefie podkoszowej i potrafili wykorzystać szybkie ataki. W tych dwóch elementach gospodarze zdominowali Raptors.
Cleveland Cavaliers - Dallas Mavericks 90:109 (25:28, 22:29, 24:32, 19:20)
(Love 30, Marion 13, Delllavedova 10 - Ellis 20, Nowitzki 15, Parsons 14, Chandler 14, Barea 14, Jefferson 11)
Detroit Pistons - Sacramento Kings 114:95 (24:22, 31:24, 29:32, 30:17)
(Jennings 35, Drummond 15, Monroe 14, Meeks 13 - Cousins 18, Collison 17, Gay 12, Williams 12, McLemore 11, McCallum 10)
Miami Heat - Brooklyn Nets 88:84 (30:21, 19:19, 15:19, 24:25)
(Bosh 26, Wade 25, Whiteside 11 - Johnson 19, Lopez 16, Teletović 14, Williams 13, Plumlee 12)
New York Knicks - Milwaukee Bucks 82:95 (21:22, 17:23, 26:31, 18:19)
(Hardaway 17, Smith 15, Aldrich 12, Smith 10 - Knight 17, Antetokounmpo 16, Paczulia 16, Marshall 15, O'Bryant 10)
Phoenix Suns - Toronto Raptors 125:109 (27:19, 43:34, 28:23, 27:33)
(Bledsoe 20, G. Dragić18, Thomas 18, Goodwin 12, Green 11, Len 10, Marcus Morris 10 - Valanciunas 21, Lowry 19, Williams 17, Johnson 17, Ross 12)
Los Angeles Lakers - Indiana Pacers 88:87 (15:28, 26:20, 22:21, 25:18)
(Young 22, Bryant 20, Boozer 12, Davis 11, Lin 10 - Miles 19, Sloan 16, Hibbert 12, West 11, Hill 10, Stuckey 10)