Wrócę jeszcze silniejszy - rozmowa z Markiem Szumełdą-Krzyckim

Zdolny rozgrywający jest z pewnością największym pechowcem ostatnich kilkunastu miesięcy. Co na temat kontuzji powiedział Marek Szumełda-Krzycki?

Jakub Artych
Jakub Artych

Jakub Artych: Przed sezonem trafiłeś do SKK, w którym miałeś odbudować się po dwóch ciężkich kontuzjach. Czy w najgorszych snach spodziewałeś się, iż po raz kolejny będziesz zmuszony pauzować kolejny sezon?

Marek Szumełda-Krzycki: Nie spodziewałem. Nawet nie dopuszczałem takiej myśli. Mocno trenowałem i przygotowywałem się do sezonu. Fizycznie czułem się dobrze i tak też wyglądałem na treningach.
Kiedy dokładnie przytrafiła się tobie kontuzja?

- Ciężko stwierdzić. Nie był to uraz stricte mechaniczny. Ciągnęło się to za mną od sparingu ze Zniczem Basket Pruszków, który był w trakcie okresu przygotowawczego.

Jaka była twoja pierwsza myśl, gdy dowiedziałeś się, że masz zerwane więzadła? Szok, niedowierzanie?

- W sekundę się spociłem. Na początku nie chciałem wierzyć, ale z drugiej strony czułem, że z moją nogą jest coś nie tak. Można powiedzieć, że byłem naprawdę wściekły.

Jesteś w stanie powiedzieć, czemu po raz kolejny przytrafiła ci się ta kontuzja?

- Miałem ogromnego pecha. Ostatnia rekonstrukcja była robiona metodą przeszczepu od nieboszczyka. Jak się niedawno okazało, u 40 procent osób takie przeszczepy się nie przyjmują. Jakby nie patrzeć to prawie co druga osoba. Gdybym był w tych 60 procentach, to nic by się nie stało. Niestety więzadła praktycznie nie było. Pozostał sam "szkielet" więzadła, który w pewnym momencie nie wytrzymał.

Gdzie szukasz motywacji do dalszej pracy i odbudowy? Jestem pewien, że wielu zawodników na twoim miejscu nie byłoby w stanie wrócić do koszykówki.

- Jest takie powiedzenie, że "co cię nie zabije, to cię wzmocni"... to nieprawda. Co cię nie zabije to cię nie zabije, ale może też sponiewierać i zostawić na ziemi. To ode mnie zależy czy się podniosę i czy będę chciał dalej walczyć. Ja głęboko wierzę, że dam radę. Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby znowu wrócić na boisko. Po prostu wiem na co mnie stać i wiedzą to trenerzy, u których grałem. Występowałem w młodzieżowych kadrach Polski oraz w pierwszej lidze. Wydaje mi się, że nieźle sobie radziłem. Wierzę, że stać mnie na jeszcze więcej.
Marek Szumełda-Krzycki: Miałem ogromnego pecha Marek Szumełda-Krzycki: Miałem ogromnego pecha
Jesteś bardzo lubiany przez kibiców i innych zawodników I ligi. Czujesz również ich wsparcie?

- Czuję wsparcie rodziny, przyjaciół i znajomych... Bez nich to byłoby o wiele trudniejsze. Myślę, że kibice czy koledzy z parkietu też źle mi nie życzą, wręcz przeciwnie. Ich wsparcie jest mi bardzo potrzebne.

W grudniu miałeś operację. Jak obecnie wygląda twoje zdrowie? Kiedy zaczynasz rehabilitację?

- Zgadza się, jestem już po operacji. Noga wygląda bardzo dobrze i przestała boleć. Póki co rehabilitacja nie jest jeszcze żmudną pracą. Od połowy stycznia natomiast ruszam pełną parą.

Porozmawiajmy teraz o sprawach czysto sportowych. Śledzisz wyniki na I-ligowych parkietach?

- Tak. Staram się obserwować mecze.

Jesteś zaskoczony niektórymi wynikami? Jak według ciebie wygląda poziom rozgrywek w porównaniu z poprzednimi latami?

- Zaskoczony raczej nie. Pierwsza liga zawsze była specyficzna i każdy mógł wygrać z każdym. Moim zdaniem poziom rozgrywek się obniżył ze względu na odejście pięciu zespołów do ekstraklasy, które zabrały ze sobą naprawdę bardzo dobrych koszykarzy.

Czego ci życzyć oprócz zdrowia na 2015 rok?

- Szczęścia. Jak mawiał mój pierwszy trener "na Titanicu wszyscy byli zdrowi, tylko szczęścia nie mieli." Tak też było z moją drugą operacją, po prostu miałem pecha.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×