Gracze z Poznania przystępowali do sobotniego meczu po serii sześciu porażek, a ich rywale po niewiele krótszej – czterech. Trudno się dziwić, że najczęściej wypowiadanym i odmienianym przez wszystkie przypadki słowem było "przełamanie". Koszykarze bardzo chcieli zakończyć serię przegranych, co momentami paraliżowało ich poczynania.
[ad=rectangle]
Przede wszystkim tyszan, którzy po trzech minutach przegrywali 2:9, notowali wiele strat, a rzuty oddawali z nieprzygotowanych pozycji. Trener Tomasz Jagiełka poprosił o czas, ale gra jego podopiecznych nie uległa nagłej poprawie. Tuż po powrocie na parkiet Piotr Hałas sfaulował w ofensywie, a cała kwarta zakończyła się wynikiem 25:11 dla AZS-u Politechniki Poznań. Gospodarze rozkręcali się, bezlitośnie wykorzystywali błędy, a ich grę napędzali Tomasz Baszak oraz Maciej Rostalski.
Druga kwarta rozpoczęła się od dwóch celnych rzutów Baszaka, a po pięciu minutach przewaga Akademików wzrosła do 20 punktów. W krytycznym momencie koszykarze GKS-u Tychy znaleźli lidera - Rafała Sebralę, który trafił dwukrotnie za trzy punkty, poprawił celnymi rzutami wolnymi. Ten zryw pozwolił zatrzymać ucieczkę Akademików. Także ta kwarta zakończyła się jednak zwycięstwem AZS-u, który na przerwę zszedł z solidną zaliczką 19 oczek. Wynik 44:25 nie wróżył niczego dobrego zespołowi Tomasza Jagiełki, który w przerwie nerwowo spacerował wokół placu gry.
Wydawało się, że młoda drużyna z Poznania wytrzymuje sytuację psychicznie i w trzeciej kwarcie praktycznie zagwarantowała sobie zwycięstwo. Co prawda padła ona łupem tyszan, ale zakończyła się niskim wynikiem i przewaga została zmniejszona tylko o trzy oczka. Najlepiej punktującymi zawodnikami AZS-u pozostał duet Rostalski-Baszak. Ten pierwszy zakończył mecz z 23 punktami i 10 zbiórkami na koncie, a drugi z 18 punktami. W czwartej kwarcie doświadczony Baszak musiał opuścić boisko z powodu nadmiaru fauli. W tym momencie trwał już cudowny pościg GKS-u.
Gra tyszan opierała się długo na pojedynczych zrywach Sebrali, który a to popisał się dobrym wejściem pod kosz, a to "trafił trójkę", ale przez większą część meczu było to zdecydowanie za mało. Przyjezdni grali na niskim procencie trafionych rzutów za jeden i dwa. Dopiero w ostatnich dziesięciu minutach cała drużyna zaczęła grać na miarę swoich możliwości, a w punktowanie włączyli się Jakub Garbacz, Paweł Olczak i Radosław Basiński. Na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu GKS doszedł akademików na osiem punktów, a po następnych dwóch wyszedł nawet na prowadzenie za sprawą "trójki" Garbacza.
Publiczność zaniemówiła i przecierała oczy ze zdumienia - GKS wygrał kwartę 27:11 i nieomal całe spotkanie. AZS uratował się dzięki rzutowi wolnemu i przy stanie 64:64 sędziowie musieli zarządzić dogrywkę. Przewaga psychologiczna była po stronie Trójkolorowych, a jednak w dodatkowych pięciu minutach ponownie zaczęli popełniać proste błędy. Koszykarski rollercoaster dojechał do końca w ostatnim momencie dogrywki. Przy stanie 73:73 zostało 1,3 sekundy na rozegranie, piłka trafiła pod kosz do Rostalskiego i najlepszy koszykarz meczu wykorzystał okazję równo z syreną.
Młoda drużyna ze stolicy Wielkopolski rzuciła się do głośnego fetowania. Odzyskała prowadzenie i wygrała pierwszy raz od listopada. GKS Tychy dokonał dwóch niecodziennych wyczynów – najpierw odrobił gigantyczną stratę, a następnie nie potrafił pójść za ciosem i pozwolił rywalom na skuteczny finisz. Po meczu koszykarze ze Śląska długo nie podnosili się z parkietu.
AZS Politechnika Poznań – GKS Tychy 75:73 (25:11, 19:14, 9:12, 11:27, d. 11:9)
AZS: Rostalski 23, Baszak 18, Janowski 9, Rutkowski 8, Rzeczkowski 6, Budnikowski 5, Wielechowski 4, Krawiec 2, Tyborowski 0, Pawełczyk 0.
GKS: Sebrala 16, Garbacz 14, Olczak 11, Basiński 10, Bzdyra 9, Hałas 4, Wróbel 4, Dziemba 3, Markowicz 2, Deja 0, Konsek 0.