Od samego początku, gdy New Orleans Pelicans wysłali Austina Riversa do Boston Celtics, organizacja z Massachusetts nie ukrywała zamiarów wytransferowania swojego nowego nabytku. Usługami obrońcy zainteresowani byli przede wszystkim Los Angeles Clippers. Oba kluby błyskawicznie doszły do porozumienia, a w wymianę wmieszali się jeszcze Phoenix Suns. Słońca pozbyły się 31-letniego Shavlika Randolpha, który zostanie Celtem.
[ad=rectangle]
By ściągnąć w swoje szeregi Riversa, zespół z Hollywood musiał sporo poświęcić. Do Arizony powędrował Reggie Bullock, w Celtics znalazł się Chris Douglas-Roberts oraz wybór w drugiej rundzie draftu 2017, a Los Angeles opuścić ma również Jordan Farmar. Rozwiązanie kontraktu z rozgrywającym ma stworzyć warunki do pozyskania byłego Pelikana. W kręgu zainteresowań Clippers znajduje się teraz Nate Robinson.
To pierwszy taki przypadek w NBA, kiedy syn grać będzie w drużynie prowadzonej przez swojego ojca. Austin Rivers ma za sobą niespełna trzy lata na zawodowych parkietach, ale na razie żaden z nich nie był dla niego szczególnie owocny.
W kampanii 2014/2015 absolwent Duke rozegrał 35 spotkań, notując średnio na występ 6,8 punktu, 1,9 zbiórki oraz 2,5 asysty, trafiając z gry na kiepskiej 39-procentowej skuteczności. Czy 22-latek w Mieście Aniołów rozwinie swój potencjał i okaże się ważnym ogniwem jednych z pretendentów do tytułu mistrzowskiego?
- Ja chyba faworyzuję Blake'a Griffina i Chrisa Paula. Kocham mojego syna, ale myślę, że pod tym względem nic się nie zmieni. Nadal będą faworyzował tych facetów - zapewnia Doc Rivers, pod którego przewodnictwem Los Angeles Clippers w tym sezonie wygrali do tej pory 26 gier na 39 rozegranych.