W ciągu 37 minut zawodnik zdobył 11 punktów, ale o swojej skuteczności chciałby jak najszybciej zapomnieć. Przemysław Zamojski trafił trzy z piętnastu rzutów z gry (4/6 z linii rzutów wolnych). Po meczu gracz zapewniał jednak, że jego dobra skuteczność powróci. - Jeszcze zaczną wpadać te rzuty, jestem spokojny o swoją skuteczność. Ona wróci - mówił reprezentant Polski.
[ad=rectangle]
Zamojski doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że jest jednym z liderów punktowych Stelmetu Zielona Góra w tym sezonie. Mimo że nie szło mu najlepiej w piątkowy wieczór - pozostali zawodnicy cały czas w niego wierzyli, kreując mu pozycje do rzutu. - Taka jest moja rola w tym zespole. Trzeba zasuwać w obronie i dlatego tych sił w ataku czasami brakuje. Ważne jednak, że w defensywie dobrze poszło i to nas doprowadziło do zwycięstwa - przyznał koszykarz.
Stelmet potrzebował dogrywki, aby uporać się ze Śląskiem Wrocław, który postawił zielonogórzanom bardzo trudne warunki. - Liczy się dla nas zwycięstwo. W pucharze nie ma znaczenia styl wygranej. Najważniejsze jest to, że przeszliśmy do kolejnej fazy - zaznaczył Zamojski.
Wrocławianie do tego meczu przystępowali po trzech porażkach z rzędu na ligowych parkietach. Na dodatek z zespołem pożegnał się Robert Skibniewski, który jest w trakcie poszukiwania nowego klubu. "Trójkolorowi" pokazali jednak, że drzemie w nich spory potencjał.
- Wiadomo, że Śląsk chciał coś udowodnić. Każdy zespół po słabszej serii chce wyjść i pokazać, że to przypadek. Ten mecz był bardzo twardy, dużo przepychanek, nieczystej gry. Trzeba było wytrzymać. Cieszę się, że udało się nam to zrobić - podkreślił Zamojski.