Nieoczekiwanie do przerwy mistrzowie Polski spisywali się naprawdę słabo. W każdym razie PGE Turów nie grał na miarę swojego ogromnego potencjału. Brakowało im agresywności, ale przede wszystkim szwankowała gra w ofensywie. Punkty zdobyło wielu zawodników, ale zgorzelczanie mieli kiepską skuteczność. Poza tym byli mocno uzależnieni od Mardy'ego Collinsa. Amerykanin był najlepszym strzelcem swojej drużyny, ale nie był w stanie wyprowadzić jej na prowadzenie.
Ton rywalizacji - o dziwo - nadawali gospodarze. Zespół Predraga Krunicia momentami wyraźnie odjeżdżał swojemu przeciwnikowi, by po chwili oddać kilka punktów. Tak jednak nie było pod koniec pierwszej połowy. Wówczas to przyjezdni po raz kolejny wpadli w tarapaty, zaś Anwil z łatwością powiększał swój dorobek. Andrea Crosariol może i defensywie nie grał dobrze, ale za to był mocnym punktem włocławian w ofensywie. Włoch miał naprawdę spory wkład w to, że "Rottweilery" trzymały się dzielnie.
[ad=rectangle]
Tego można było się spodziewać. Po przerwie nastąpił zwrot akcji. Zespół Miodraga Rajkovicia, który wcześniej zawodził, wskoczył na wyższy poziom. Mistrzowie Polski wyraźnie przyspieszyli i poprawili się w ofensywie, co wynikało jednak ze świetnej gry Michała Chylińskiego. Doświadczony koszykarz był nie do zatrzymania i sprawił, iż zgorzelczanie znacząco zmniejszyli dystans do swojego rywala.
Tymczasem włocławianie nie potrafili wyjść z letargu. W ataku mieli ogromne problemy. Z największym trudem przychodziło im zdobycie kolejnych punktów. Nic dziwnego, że pod koniec trzeciej kwarty na prowadzenie wyszedł przygraniczny klub. Po chwili PGE Turów poszedł nawet o krok dalej i odskoczył na odległość pięciu punktów. Wydawało się, że to już koniec szans Anwilu.
Wiele wskazywało, ale ostatecznie do tego nie doszło. W decydującym fragmencie "Rottweilery" pokazały charakter oraz drzemiące w nich możliwości. Ich strata nie była może i wielka, ale to nie ma żadnego znaczenia. Walka o wygraną trwała do ostatnich sekund. Mało tego, często dochodziło do zmiany na prowadzeniu, toteż dopiero błędy i niecelne rzuty zgorzelczan doprowadziły do tego, że Chase Simon przypieczętował zwycięstwo Anwilu. Amerykanin zdobył - razem z Crosariolem - najwięcej punktów dla swojego zespołu. Można śmiało powiedzieć, że tym razem nie zawiódł.
Na nic zdała się ambitna postawa Chylińskiego czy Damiana Kuliga. Włocławianie byli skuteczniejsi w kluczowym fragmencie, zagrali bardziej zespołowo i potrafili wycisnąć sporo punktów po błędach przeciwnika. Obrońcy tytułu muszą ponownie przełknąć gorzki smak porażki. To już trzecia przegrana PGE Turowa w ostatnich czterech meczach ligowych. Tymczasem gospodarze wygrali bardzo ważne spotkanie, dzięki czemu wciąż mogą mieć nadzieję na grę w fazie play-off.
Anwil Włocławek - PGE Turów Zgorzelec 86:81 (24:17, 17:15, 14:26, 31:23)
Anwil: Simon 24, Crosariol 24, Vaughn 10, Wysocki 10, Surmacz 9, Witliński 4, Kovacević 2, Eitutavicius 2, Raczyński 1, Krajniewski 0.
PGE Turów: Collins 21, Chyliński 18, Kulig 15, Wright 7, Natiażko 6, Dylewicz 5, Taylor 4, Jaramaz 3, Moldoveanu 2, Karolak 0.