Na wstępie pragnę wyrazić ubolewanie z powodu zajścia, do jakiego doszło po zakończeniu meczu z AZS Koszalin. Z szacunkiem podchodziłem i podchodzę do każdego kibica, ale w sytuacji, w której staje się on agresorem, mam prawo, jak każdy, do działania w obronie własnej.
Z przykrością muszę stwierdzić, że całe zdarzenie opisywane jest przez media w sposób dla mnie niezwykle krzywdzący. Dlatego tez będąc zmuszonym do obrony swojego dobrego imienia, pragnę opisać przebieg sytuacji ze swojego punktu widzenia.
Podczas zejścia z boiska zostałem zaatakowany werbalnie przez jednego z kibiców. W niecenzuralnych słowach - w języku angielskim - obrażał moją osobę. Wchodząc do tunelu w kierunku szatni razem z zawodnikami miałem nadzieję, że nie zagraża mi już żadne niebezpieczeństwo. Niestety, okazało się, że ochrona przepuściła tego agresywnego kibica, który - w mojej ocenie - zmierzał do zadania mi ciosu. Jak inaczej można bowiem wytłumaczyć przejście kibica przez halę, tunel i 15 metrów korytarza oraz niespodziewane zajście mnie od tyłu. Po zatrzymaniu się i odwróceniu zobaczyłem tuż za sobą agresywnego mężczyznę, który, ciągle obrażając mnie, w zdecydowany sposób zamierzył się do zadania mi ciosu. Zarówno na hali, jak i w korytarzu do szatni, mam prawo oczekiwać bezpieczeństwa. Ponieważ nie nastąpiła żadna reakcja ochrony, czułem się ewidentnie zagrożony i zmuszony do samoobrony. W mojej ocenie służby ochrony zachowały się biernie i nie zamierzały zapewnić mi należytego bezpieczeństwa. Potwierdziło to się za chwilę, kiedy to nie na kibica, a na mnie ochrona rzuciła się z zamiarem pobicia. Tylko zdecydowana interwencja zawodników, zarówno mojej, jak i drużyny AZS (za co im serdecznie dziękuję), uchroniła mnie przed jeszcze poważniejszymi konsekwencjami zdarzenia.
Pracuję w Polsce już trzeci rok i pierwszy raz zostałem postawiony w sytuacji, w której nie mogłem liczyć na interwencję osób odpowiedzialnych za ochronę obiektu. Inaczej nie mogę bowiem ocenić dopuszczenia przez organizatorów napaści na mnie przez kibica i ochronę. Stanowczo podkreślam, że daleki jestem od jakiejkolwiek agresji w stosunku do drugiego człowieka, znam swój zawód i rolę trenera, lecz w tym wypadku działałem w stanie wyższej konieczności.
Saso Filipovski