Z 18 punktów przewagi podopieczni Saso Filipovskiego mieli już tylko cztery oczka zaliczki na 22 sekundy do ostatniego gwizdka. - W końcówce raczej nie było nerwowo. Po prostu ostatnio mamy tak, że mamy dużą przewagę, a pod koniec meczu chyba za bardzo pojawia się wyluzowanie i to musimy zmienić w głowach, to podejście do końcówek. To może być spowodowane tym, że ostatnio wygrywamy dużo spotkań i wydaje się nam, że już pięć minut pod końcem meczu jest po wszystkim. Musimy nad tym pracować, bo to nasz słaby punkt, trzeba to przyznać. Najważniejsze, że wygraliśmy i zrealizowaliśmy cel, jakim było mniej niż 65 zdobytych punktów rywala - skomentował Aaron Cel.
[ad=rectangle]
Biało-zieloni starali się wykorzystywać nieobecność jednego z liderów Trefla Sopot - podkoszowego Pawła Leończyka. - Zawsze staramy się grać tak, aby pierwsze piłki dawać pod kosz, a jeżeli trafiamy, to naciskamy dalej. Przeciwko Treflowi taka gra nam wychodziła. Ja na początku nie trafiłem spod kosza, ale kolejne rzuty już były udane, więc koledzy podawali mi piłkę albo centrom. Potem przeciwnik się dopasował i musieliśmy szukać innych rozwiązań - dodał skrzydłowy Stelmetu Zielona Góra.
Zielonogórzanie z bilansem 18-4 są samodzielnym liderem tabeli TBL. Za tydzień wicemistrzowie Polski podejmą Anwil Włocławek, który w ostatniej kolejce polskiej ligi sprawił sporą niespodziankę, pokonując PGE Turów Zgorzelec. - Nie ma łatwych spotkań, ale wszystko zależy od nas. Gdy gramy na naszym najlepszym poziomie, to naprawdę bardzo trudno nas zatrzymać. Niestety to nam nie zawsze wychodzi, ale musimy się skupiać nad naszą grą i dalej pracować. Trzymamy się w górnej części tabeli, ale to jeszcze nic nie znaczy. Oprócz Anwilu będą jeszcze trudne mecze wyjazdowe - Radomiu, Słupsku czy Zgorzelcu. Przed nami jeszcze wiele pracy - zakończył Cel.