Michał Fałkowski: Jakimi słowami opisałbyś porażkę z Wikaną Startem Lublin?
Grzegorz Surmacz: Nie wiem czy są jakieś słowa, które w pełni oddałyby obraz tego meczu i naszej gry. Wstyd, po prostu wielki wstyd. Taki ważny mecz dla nas...
Biorąc pod uwagę terminarz, z niżej sklasyfikowanym rywalem u siebie wygrać to po prostu był obowiązek.
- Tak. Język polski ma wiele słów, by opisać naszą grę. Wstyd, hańba. Taki ważny mecz, w tak ważnym momencie sezonu, a my co? Żeby tak słabo zacząć u siebie... Żeby tak słabo rozpocząć mecz... Ciężko powiedzieć teraz coś mądrego, a nie chcę wyjść na takiego gościa, który ma negatywne nastawienie.
[ad=rectangle]
Uciekasz wzrokiem... Czułeś się podobnie po którymś z wcześniejszych meczów?
- Czuję taki wstyd, że teraz ciężko mi będzie komukolwiek spojrzeć w oczy. Ja starałem się być zaangażowany, ale jako drużyna byliśmy fatalni. Bo nie było żadnej drużyny, zero obrony, to było widać na parkiecie, przecież każdy kibic to widział. Oni wchodzili pod kosz jak chcieli, zero woli walki.
Mimo tak słabego występu i gry "na stojąco" udało się doprowadzić do remisu w pewnym momencie meczu. Czego zabrakło, by ostatecznie wygrać?
- Obudziliśmy się dopiero jak przegrywaliśmy różnicą 17 punktów. Dopiero wtedy wzięliśmy się do roboty. I to jest wstyd, że tak gramy. Tak naprawdę nie może być, że bierzemy się do pracy i jesteśmy zaangażowani dopiero w momencie, gdy rywal odskakuje na taki dystans i trzeba coś zagrać, żeby nie było blamażu. Tak nie może być. Albo gramy razem, pokazujemy jaja od początku, od pierwszej minuty, albo nie grajmy w ogóle, bo nic z tego nie będzie.
Pociąg z napisem "play-off" odjechał na dobre?
- Ja już przestałem myśleć o play-off jakiś czas temu. Nie chciałem po prostu nic kalkulować. Chciałem wygrywać każdy kolejny mecz i liczyłem, że na koniec sezonu uda się zrobić to ósme miejsce. Uznałem, że takie podejście będzie lepsze, ale i tak nie wyszło. Nie dziwię się, że kibice nie chcą tego oglądać.
Fani H1, klubu kibica, ostentacyjnie opuścili Halę Mistrzów podczas meczu...
- Z jednej strony - to są kibice, którzy płacą za bilety i mogą wyjść w każdej chwili, jeśli coś się im nie podoba. Z drugiej, inni kibice zostali, wspierali nas do końca, choć ciężko było przełknąć naszą grę.
Co jest największym problemem tego zespołu? Wygrywacie z mistrzem Polski, by przegrać z beniaminkiem, porażek ponad 20-punktowych już nie ma co liczyć, bo ich liczba [b]w tym sezonie i tak jest największa w historii klubu.[/b]
- Mówią, że jako poszczególni zawodnicy jesteśmy utalentowani. Że indywidualnie mamy umiejętności na poziomie, by grać w play-off. Ale nie jesteśmy drużyną. Nie ma u nas żadnej chemii, by wygrywać seriami i dominować na innymi zespołami. Czasem wygramy, ale sam już nie wiem czy to... Ech, nie chcę za dużo powiedzieć.
[b]
Andrzej Pluta zwykł mawiać, że całe to zjawisko "chemii" w zespole jest mocno przereklamowane. Że przede wszystkim liczy się ciężka praca na treningach, a atmosfera nie ma takiego znaczenia.[/b]
- Mogę się zgodzić i nie zgodzić. Jeśli w zespole są super zawodnicy, na naprawdę wysokim poziomie, to rzeczywiście nie muszą być kolegami, nie muszą jadać wspólnie posiłków, spotykać się poza treningami, mogą nawet się nie lubić, ale jeśli mają odpowiednią klasę, to na parkiecie nie będzie tego widać. Kiedy jednak masz zawodników o innej jakości, to musisz mieć tę chemię, musi być wsparcie jeden dla drugiego, musi być zaangażowanie i walka. Mnie np. każdy blok Andrei, taki gwóźdź do ziemi, niesamowicie nakręca, daje mi wolę walki, no ale to mnie...
Od ciebie kipiało emocjami, zwłaszcza w pierwszej kwarcie. Kontrę trzy na jeden zakończyłeś wsadem, kozłując przez pół parkietu. Nie podałeś piłki żadnemu z kolegów, choć miałeś przeciwko sobie obrońcę.
- Wkurzony byłem strasznie, chciałem tylko zniszczyć ten kosz i wsadzić piłkę jak najmocniej.
Z sześciu ostatnich meczów tylko raz zszedłeś poniżej 30 minut. Widać, że im bliżej końca meczu, tym nie ma już w tobie takiej energii, jaka jest na początku. Czujesz się zmęczony?
- Gramy wąską rotacją, bo tak uznał trener. Niektórzy ponad 30 minut, niektórzy wcale albo prawie wcale, to są fakty, ale też nic mi do tego. Nie chcę tego oceniać, bo to nie moja rola. Mam grać to gram, nie mogę tego komentować.