NBA: Spurs pewnie pokonali Warriors! Przerwana seria Knicks

Mistrzowie NBA pewnie pokonali przed własną publicznością Golden State Warriors, czyli najlepszą drużynę rundy zasadniczej. San Antonio Spurs już w pierwszej połowie przypieczętowało sukces.

Obie drużyny są ostatnio w znakomitej dyspozycji. Nie do zatrzymania byli podopieczni Steve'a Kerra, którzy mieli już dwanaście wygranych z rzędu. Udało im się pokonać na wyjeździe Memphis Grizzlies czy Portland Trail Blazers, ale ulegli w Teksasie. San Antonio Spurs również jest w świetnej formie, co potwierdziło pokonując najmocniejszą ekipę rundy zasadniczej.

Nie chodzi już nawet o sam fakt zwycięstwa, lecz o styl. Triumf przyszedł Ostrogom nadspodziewanie łatwo. Już w pierwszej kwarcie gracze Gregga Popovicha odjechali swojemu rywalowi, w drugiej dołożyli jeszcze kilka punktów i można powiedzieć, że było już po spotkaniu. Obrońcy tytułu prowadzili bowiem 57:38.
[ad=rectangle]
Warriors brakowało skuteczności. Zdecydowanie poniżej swojego poziomu grał Klay Thompson, który trafił w całym meczu raptem trzy z jedenastu rzutów z gry. Jeszcze gorzej spisał się Draymond Green, który oddał tyle samo prób, z czego zaledwie dwie znalazły się w koszu. Poza tym goście wyraźnie przegrali walkę pod tablicami.

Spurs poprowadził Kawhi Leonard. 23-letni zawodnik od pierwszych minut był niezwykle skuteczny, ale co najważniejsze - znakomicie prezentował się w defensywie. To był klucz do pokonania rywala. Amerykanin zapisał na swoje konto 26 punktów oraz aż 7 przechwytów i 5 zbiórek. Warto też podkreślić jego skuteczność 11/17 z gry. Spory udział w pokonaniu Warriors mieli też Tim Duncan  i Daniel Green, którzy dołożyli odpowiednio 19 i 18 "oczek".

Goście nie dawali za wygraną i w trzeciej kwarcie mieli świetny fragment. Oczywiście za sprawą Stephena Curry'ego, który w niespełna dwie minuty powiększył swój i zespołu dorobek aż o 13 punktów. Ale jak już pisaliśmy wcześniej, brakowało mu większego wsparcia w sforsowaniu obrony przeciwnika.

Serię dziewięciu porażek przerwali w końcu koszykarze Knicks. Najsłabszy zespół NBA pokusił się o wygraną w starciu z 76ers, czyli przedostatnią drużyną Konferencji Wschodniej. Zespół z Nowego Jorku nie był może skuteczny na dystansie, ale wszelkie braki nadrabiał agresywnością w strefie podkoszowej i znakomitą postawą... na linii rzutów wolnych.

Podopieczni Dereka Fishera trafili aż 24 z 29 osobistych. W ten sposób zdobyli aż o 19 punktów więcej niż ekipa z Filadelfii. Do tego Knicks byli bardzo skuteczni bliżej kosza. W ich szeregach świetnie wypadł Andrea Bargnani (25 punktów, 8 zbiórek), a double-double zaliczył Shane Larkin (15 punktów, 11 zbiórek). Goście nie potrafili na to odpowiedzieć i generalnie zagrali słabe zawody.

Po raz pierwszy w tym sezonie na parkiecie pojawił się Paul George. Amerykanin po ośmiu miesiącach znowu wybiegł na boisko i przyczynił się do zwycięstwa nad Miami Heat. 24-letni koszykarz spędził na parkiecie niewiele ponad 14,5 minuty. W tym czasie zagrał naprawdę przyzwoicie - trafił 5 z 12 rzutów z gry, w tym 3 z 6 za trzy. Ogółem uzbierał 13 punktów, 2 zbiórki, 2 asysty, 3 faule, 2 przechwyty i 3 straty. Nieźle.

Pacers nieoczekiwanie do triumfu poprowadził Luis Scola. Argentyńczyk rozpoczął mecz na ławce rezerwowych, ale jak już wszedł na parkiet, to trudno go było zatrzymać. Doświadczony podkoszowy trafił 10 z 15 rzutów z gry, a do tego świetnie zbierał, w tym również w ataku, w efekcie zanotował double-double w postaci 23 punktów i 12 zbiórek. Żar nie miał nic do powiedzenia w tej konfrontacji i mimo dobrej postawy Dwyane'a Wade'a (27 punktów) przegrał różnicą aż 23 punktów.

Pierwsze w tym sezonie triple-double zaliczył LeBron James. Lider Cavaliers zdobył 20 punktów, zebrał 10 piłek i rozdał 12 asyst. 30-letni zawodnik trafił 8 z 17 rzutów z gry (1/3 za 3). Dwóch graczy było skuteczniejszych od niego - Kyrie Irving i J.R. Smith. Pierwszy uzbierał 27 "oczek", drugi 24.

Byki nie przegrały wielką różnicą punktów, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że nie mieli szans na dopadnięcie Cavs. Ekipa z Chicago była lepsza w walce podkoszowej, dobrze dzieliła się piłką, ale za to popełniła też sporo strat. Najwięcej punktów (24) u gości uzbierał Mike Dunleavy.

Cleveland Cavaliers - Chicago Bulls 99:94 (27:23, 27:22, 25:26, 20:23)
(Irving 27, J.R. Smith 24, James 20, Love 11, Mozgow 11 - Dunleavy 24, Brooks 17, Butler 16, Mirotić 12, Gasol 12)

Indiana Pacers - Miami Heat 112:89 (22:19, 29:28, 26:19, 35:23)
(Scola 23, Hill 19, Miles 17, George 13, West 12 - Wade 27, Ennis 17, G. Dragić 15, Haslem 10)

San Antonio Spurs - Golden State Warriors 107:92 (31:17, 26:21, 32:29, 18:25)
(Leonard 26, Duncan 19, Green 18 - Curry 24, Barbosa 12, Iguodala 10, Bogut 10)

New York Knicks - Philadelphia 76ers 101:91 (26:20, 28:31, 25:21, 22:19)
(Bargnani 25, Larkin 15, Thomas 14, Hardaway 12 - Smith 17, Thompson 17, Noel 14, Covington 14, Sims 12)

Sacramento Kings - Utah Jazz 95:101 (27:31, 22:18, 24:27, 22:25)
(Cousins 26, McLemore 20, Casspi 14 - Hood 25, Favors 11, Gobert 10, Evans 10)

Los Angeles Lakers - Los Angeles Clippers 76:108 (16:23, 20:26, 18:34, 24:23)
(Johnson 16, Black 10, Brown 10 - Griffin 18, Jordan 16, Barnes 14, Redick 12 Turkoglu 12, Rivers 10)

Źródło artykułu: