Wojciech Wieczorek: Udało nam się wszystko

- Nie dość, że wygraliśmy, to jeszcze różnicą wyższą, niż 12 punktów. Udało nam się zatem wszystko, co sobie zaplanowaliśmy - powiedział Wojciech Wieczorek, trener MKS-u, po zwycięstwie nad Anwilem.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski
To było trzecie zwycięstwo MKS-u Dąbrowa Górnicza w czterech ostatnich spotkaniach. Drużyna Wojciecha Wieczorka pokonała Anwil Włocławek w Hali Mistrzów 90:77 i tym samym przeskoczyła zespół Rottweilerów w ligowej hierarchii. Obie drużyny mają obecnie ten sam bilans 10-16.
- We Włocławku wygrywa się bardzo ciężko i mieliśmy świadomość tego faktu, gdy przygotowywaliśmy się do tego spotkania. Byliśmy skoncentrowani od samego początku i nie było mowy o lekceważeniu przeciwnika - powiedział opiekun MKSu po zakończeniu spotkania. Szkoleniowiec beniaminka odniósł się tym samym do kwestii problemów z jakimi zmagał się Anwil w dniach poprzedzających mecz z dąbrowianami.

- Wiedzieliśmy oczywiście o tym, że Anwil ma swoje problemy, ale sytuacja, która miała miejsce we Włocławku w ostatnim czasie paradoksalnie mogła pozytywnie wpłynąć na zespół i zawodników. Czasami tak bywa, że koszykarze chcą udowodnić wszystkim wokół, że w trudnych momentach potrafią być razem i potrafią grać w koszykówkę - powiedział Wieczorek.

Celem numer jeden dąbrowskiego zespołu było, co oczywiste, pokonanie Anwilu w jego własnej hali. Celem numer dwa - odrobienie strat z pierwszego spotkania. W Dąbrowie Górniczej włocławianie wygrali 85:74, a więc w Hali Mistrzów goście chcieli wywieźć przynajmniej 12-punktowe zwycięstwo. I ostatecznie zrealizowali to założenie.

- Bardzo chcieliśmy wygrać różnicą przynajmniej 12 punktów. W ostatnim czasie gramy naprawdę nieźle, więc byliśmy pewni tego, że możemy powalczyć tutaj o wygraną i moglibyśmy nawet, gdyby Anwil grał w pełnym składzie - dodał trener MKS-u.

Dąbrowianie prowadzili do przerwy tylko 40:38, ale pierwsze kilka minut trzeciej kwarty wygrali aż 17:5 (57:43) i tym samym w kolejnych minutach musieli skoncentrować się tylko na tym, aby nie roztrwonić tej przewagi.

- Ograniczyliśmy coś, co mogę określić stwierdzeniem "szalone momenty gry". Gdy graliśmy spokojnie, konsekwentnie i graliśmy to, co sobie zakładaliśmy, to wówczas nie mieliśmy żadnych problemów z kontrolowaniem przebiegu meczu. I ostatecznie, nie dość, że wygraliśmy, to jeszcze różnicą wyższą, niż 12 punktów. Udało nam się zatem wszystko, co sobie zaplanowaliśmy - zakończył trener beniaminka.

Myles McKay: Kawał dobrej roboty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×