Drużyna Doca Riversa nie miała innego wyjścia. Clippers po porażce w poprzednim spotkaniu, tym razem musieli wygrać w San Antonio, aby przedłużyć rywalizację z obrońcami tytułu. I to - po emocjonującym starciu - udało im się osiągnąć.
Podopieczni Gregga Popovicha niespełna piętnaście sekund przed końcem, kiedy za trzy trafił Marco Belinelli, mieli już tylko dwa punkty straty do przeciwnika. Wówczas jednak gospodarze długo czekali na faul, a do tego Jamal Crawford wykorzystał oba rzuty wolne. Ostrogi mogły ponownie zmniejszyć dystans, ale ich akcja trwała zbyt długo i ostatecznie skończyła się dla nich fatalnie, bo stratą i faulem. Tym samym Blake Griffin przypieczętował wygraną Clippers.
[ad=rectangle]
W zespole z Los Angeles nie zawiedli liderzy. Wspomniany przed chwilą Griffin zdobył 26 punktów, zebrał 12 piłek i rozdał 6 asyst. Świetnie zagrali też Chris Paul (19 punktów, 15 asyst) oraz J.J. Redick i DeAndre Jordan. W sumie wymieniony tercet uzbierał aż 79 "oczek". Ich skuteczność pozostawiała nieco do życzenia, ale i tak wypadli lepiej niż gwiazdy Spurs.
Mistrzowie NBA tym razem nie mogli liczyć na Tony'ego Parkera czy Kawhiego Leonarda, ale również na Manu Ginobilego. Wszyscy mieli wielkie problemy ze skutecznością, co odbiło się na drużynie. Z nimi ekipa z Teksasu funkcjonowała kiepsko. Na nic zdał się zatem znakomity występ Belinellego czy solidny Borisa Diawa. W ogóle w decydującym fragmencie gospodarzom brakowało mocniejszego ciosu, którzy zadaliby weterani.
Wygrana graczy Riversa oznacza, że o awansie do półfinału konferencji zadecyduje siódme spotkanie. Gospodarzem będą Clippers, którzy mają spore szanse na wyeliminowanie obrońcy tytułu. Przypomnijmy, że drużyna z Miasta Aniołów na otwarcie play-off wygrała ze Spurs 107:92, a następnie uległa u siebie po dogrywce 107:111. Zwycięzca tej pary w półfinale konferencji zmierzy się z Houston Rockets, które wyeliminowało z dalszej rywalizacji Dallas Mavericks.
Kolejnym zespołem, który zameldował się w drugiej rundzie play-off, jest Chicago Bulls. Podopieczni Toma Thibodeau tym razem przeszli samych siebie i po prostu zbili na kwaśne jabłko swojego przeciwnika. Byki wygrały na wyjeździe z Bucks różnicą 54 punktów!
To była deklasacja pod każdym względem. Gospodarze zagrali beznadziejnie we wszystkich elementach. Zawodnicy Jasona Kidda popełniali sporo błędów, przegrali walkę pod tablicami, wreszcie ich skuteczność była dramatyczna. Nic dziwnego, że to najwyższa porażka w play-off w historii tego klubu.
Co warte podkreślenia, ekipa z Chicago była blisko rekordu. I to nie byle jakiego. Zabrakło im jedynie czterech punktów, aby zrównać się z najwyższym zwycięstwem w historii play-off w NBA. W 1956 roku, czyli blisko 60 lat temu (!), Minnesota pokonała St. Louis 133:75.
Goście zagrali koncertowo, w szczególności pierwsza piątka. Podstawowi koszykarze nie zawiedli i byli bardzo skuteczni. To oni wypracowali ogromną przewagę i szybko przyklepali zwycięstwo - i awans - swojego teamu. Łącznie uzbierali 81 punktów, czyli i tak zdecydowanie więcej niż Bucks, u których ani jeden gracz nie zdołał zdobyć 10 punktów.
Najskuteczniejszy w zespole z Chicago był Mike Dunleavy, autor 20 punktów, 5 asyst i 4 zbiórek. Double-double zanotował natomiast Joakim Noah, który do 11 "oczek" dołożył jeszcze 10 zebranych piłek.
W półfinale konferencji Byki zmierzą się z Cleveland Cavaliers, które w poprzedniej rundzie łatwo rozprawiło się (4-0) z Boston Celtics.
Milwaukee Bucks - Chicago Bulls 66:120 (16:34, 17:31, 19:26, 14:29)
(Dunleavy 20, Gasol 19, Butler 16, Rose 15, Noah 11 - Paczulia 8)
Stan rywalizacji: 4-2 dla Chicago
San Antonio Spurs - Los Angeles Clippers 96:102 (26:26, 25:25, 21:25, 24:26)
(Belinelli 23, Diaw 17, Duncan 12, Leonard 12 - Griffin 26, Redick 19, Paul 19, Jordan 15, Crawford 10)
Stan rywalizacji: 3-3