Mógłbym zagrać lepiej - wywiad z Mateuszem Bartoszem, skrzydłowym Polfarmexu

- Ja nadal widzę siebie jako gracza Polfarmexu i mam nadzieję, że będę mógł tu zostać. Jak jednak będzie - mówi Mateusz Bartosz, skrzydłowy beniaminka z Kutno.

Michał Fałkowski: Jak ocenisz sezon 2014/2015?

Mateusz Bartosz: Drużynowo?

Tak, z punktu widzenia całego zespołu.

- Bardzo pozytywnie. Byliśmy beniaminkiem, debiutantem, zespołem, który grał po raz pierwszy wśród najlepszych, a tymczasem niejednokrotnie napędziliśmy stracha markom - teoretycznie - dużo lepszym od nas. Myślę, że sportowo sprostaliśmy oczekiwaniom. My, jako zawodnicy, do tego sztab trenerski, pracownicy klubu, zarząd. Słowem - wszyscy. Zrobiliśmy wielką pracę.
[ad=rectangle]
10. miejsce to dobry rezultat?

- Na tyle dobry, że teraz możemy mówić o satysfakcjonującym sezonie. Tym bardziej, że do play-off brakowało nam naprawdę niewiele. Do dzisiaj zastanawiam się co by było, gdyby w końcówce sezonu był z nami Kwamain Mitchell.

Za kilka lat jednak, gdy ktoś spojrzy w tabeli, nie będzie pamiętał o tym kontekście. O pierwszym sezonie w elicie, o kontuzji Mitchella. Każdy spojrzy i zobaczy 10. miejsce. Porażki nie ma, ale sukcesu też nie.

- Każdy będzie pamiętał to, co chce pamiętać. Ja myślę, że kto interesuje się koszykówką, będzie pamiętał to, że byliśmy o mecz-dwa od gry w play-off.

A może trochę to jest tak, że Polfarmex - z racji pozycji beniaminka - cokolwiek by nie zrobił w tym sezonie, to i tak uznano by to za "sukces", "umiarkowany sukces", "dobry prognostyk na przyszłość" czy jakkolwiek to inaczej nazwać?

- Cóż, gdybyśmy mieli dzisiaj ostatnie miejsce, to pewnie byśmy tak nie rozmawiali. Ale rzeczywiście, ten sezon miał taki charakter, że coś w tym jest.

Wracasz jeszcze myślami do ostatniego meczu przeciwko Polskiemu Cukrowi Toruń?

- Fatalnie się czuję z tym, w jaki sposób zakończyliśmy ten sezon. To przecież był bardzo ważny mecz, nie tylko istotny w kontekście ewentualnych play-off, ale również ze względu na wagę spotkania dla kibiców obu zespołów. Taki wyjątkowy mecz, a my - krótko mówiąc - w tej sytuacji nie sprostaliśmy oczekiwaniom. Jestem tym finiszem bardzo zawiedziony.

Mateusz Bartosz w meczu z Anwilem
Mateusz Bartosz w meczu z Anwilem

A nie pomogło wam trochę to, że Trefl wygrał swój mecz? Tym samym, mogliście powiedzieć sobie: dobrze, nawet gdybyśmy wygrali, to i tak nic by to nie zmieniło...

- Gdy już emocje opadły, to trochę tak rzeczywiście było.

Przejdźmy do oceny tego sezonu z twojego, indywidualnego punktu widzenia. Nie jest trochę tak, że powiela się schemat z Anwilu Włocławek? Mam na myśli fakt, że trafiasz na sytuację, w której pierwsza czwórka rozgrywa bardzo dobry sezon i spycha cię na drugi plan.

- Sezon miałem... przeciętny. Na pewno mógłbym zagrać lepiej, ale poniekąd muszę zgodzić się z tym, co powiedziałeś. Moja forma i postawa na pewno podyktowane były również budową składu. Na początku, jeszcze w okresie przygotowawczym, starałem się znaleźć swoje miejsce w zespole, a gdy sezon się zaczął, a ja tego miejsca nadal szukałem... Na pewno spodziewałem się nieco większej roli.

Miałeś pecha, bo trafiłeś na życiowy sezon Kevina Johnsona...

- Może i pecha, ale świetna forma Kevina była szczęściem tego zespołu, a to liczy się najbardziej. Na pewno nie zdarzyło się tak w ostatnich latach w ekstraklasie, żeby ktoś postawił na mnie jako na wiodącą osobę w zespole. Tak na przykład jak było gdy we wcześniejszym sezonie wywalczyliśmy dla Kutna mistrzostwo 1. ligi. Częściej trenerzy widzieli we mnie postać drugiego planu, co ja - jako zawodnik zespołowy - akceptowałem. Tym bardziej, że nie tylko Kevin zanotował świetny sezon, ale po kilku miesiącach rozegrał się także Patrik Auda. W międzyczasie był również Kevin Fletcher...

Obecność Fletchera w ogóle zaburzyła wam grę.

- Tak. W tamtym momencie widać było, że się zgrywaliśmy, ale pojawienie się nowego gracza w trakcie sezonu to zawsze jakieś ryzyko. Nie ja jestem jednak od oceniania ruchów transferowych. Od tego jest zarząd.

Jak wygląda twoja przyszłość?

- Dostaliśmy zapewnienie zarządu, że klub będzie chciał zostawić większą część zawodników z poprzedniego sezonu. Jak jednak konkretnie będzie - zobaczymy.

Ty nadal widzisz się w Kutnie?

- Oczywiście.

Jesteś związany z tym klubem?

- Bardzo. Tak samo jak z miastem, kibicami. Mam naprawdę dobry kontakt z ludźmi w tym mieście.

Wiem, że dla klubu to bardzo ważne mieć w zespole graczy, którzy wiążą się nie tylko kontraktem z klubem, ale również sercem właśnie z miastem, kibicami...

- Dlatego mówię: ja nadal widzę siebie jako gracza Polfarmexu i mam nadzieję, że będę mógł tu zostać. Jak jednak będzie - zobaczymy pewnie za kilka tygodni.

Źródło artykułu: