Twa piękny sen sympatyków Cleveland Cavaliers! LeBron James zdobył 40 punktów (14/34 z gry) w trzecim meczu finału NBA i poprowadził Kawalerzystów do drugiego zwycięstwa nad faworytami serii, Golden State Warriors. 30-letni skrzydłowy dorzucił do swojego dorobku 12 zbiórek, osiem asyst oraz cztery przechwyty, a w końcówce meczu zaaplikował rywalom kluczowy rzut zza łuku, wyprowadzając gospodarzy na prowadzenie 87:80. Ręka nie zadrżała mu również przy wykonywaniu prób osobistych. W przeciągu ostatnich 30 sekund trafił wszystkie cztery i przypieczętował upragniony triumf winno-złotych.
[ad=rectangle]
Cleveland Cavaliers we wtorek nie przegrywali nawet przez moment. Od razu narzucili swój styl gry i przede wszystkim świetnie pracowali w defensywie. Zaangażowanie pod bronionym koszem zaowocowało tym, iż goście do przerwy zdołali uzbierać zaledwie 37 oczek, a w pewnym momencie trzeciej kwarty tracili do podopiecznych Davida Blatta nawet 20 punktów (48:68).
Pomimo dużej straty, Golden State Warriors nie zamierzali składać broni. Na otwarcie decydującej odsłony zanotowali serię 8:0, a niespełna sześć minut przed końcem doprowadzili do wyniku 80:81. Zawodnikiem, który wniósł w szeregi Kalifornijczyków powiew świeżości, okazał się rezerwowy podkoszowy, David Lee. - Jestem profesjonalnym koszykarzem i do moich obowiązków należy to, że cały czas muszę być w stanie gotowości. Mam do siebie zaufanie. Moi koledzy również mi ufają - mówił na konferencji prasowej sam zainteresowany, autor dziewięciu oczek w czwartej partii. - Zobaczycie więcej Davida Lee. Grał bardzo dobrze - dodał Steve Kerr.
Gdy wydawało się, że Warriors są na najlepszej drodze, by dokonać niemożliwego i prześcignąć Cavaliers, Matthew Dellavedova wykorzystał złe zachowanie Stephena Curry'ego i popisał się skutecznym rzutem z faulem rywala. Winno-złoci prowadzili 84:80, a niespełna dwie minuty przed końcową syreną gwóźdź do złotej trumny przyjezdnych z Oakland wbił LeBron James. - Ten facet niczego się nie boi. Gra tak twardo, jak tylko potrafi - komplementował Australijczyka David Blatt. - Jego największy fan siedzi teraz w domu: Kyrie Irving. On go kocha - dodał opiekun zwycięzców.
Stephen Curry trafił jeszcze dwa rzuty zza łuku, ale było za późno, by odwrócić losy meczu. Drużyna Steve'a Kerra na moment odzyskała nadzieję, kiedy sędziowie uznali, że Dellavedova stracił piłkę przy trzypunktowym prowadzeniu gospodarzy, aczkolwiek gdy tylko obejrzeli powtórkę, szybko skorygowali swoją decyzję. Choć MVP sezonu zanotował pozornie solidne 27 oczek (7/13 za trzy), popełnił też sześć strat, a przez pierwsze 19 minut spotkania trafił tylko 1 na 7 oddanych prób z pola.
Słabe zawody rozegrali liderzy Golden State Warriors, Draymond Green i Klay Thompson. Ten pierwszy miał tylko siedem punktów (2/10 z gry), a Thompson 14 (6/16 z gry). Ani jednego oczka nie zdobył z kolei Harrison Barnes, który przestrzelił wszystkie osiem wykonanych rzutów. Kalifornijczycy przegrali nawet pomimo tego, iż zanotowali 18 ofensywnych zbiórek przy sześciu oponentów. Czy w nocy z czwartku na piątek doprowadzą do wyrównania serii? Mecz rozpocznie się o godzinie 3:00 czasu polskiego.
Oprócz wkładu LeBrona Jamesa, cenne 20 punktów dodał Matthew Dellavedova. Warto nadmienić, że skrzydłowy we wtorek przeszedł do historii NBA. Zdobył najwięcej oczek w trzech pierwszych meczach finałów (123). Poprzedni rekord należał do Ricka Barry'ego, który w 1697 roku skompletował 122 punkty. - Kiedy facet jest tak wielkiego pokroju, może pokonać cię nawet w pojedynkę - mówił o supergwieździe Cleveland Cavaliers i dwukrotnym mistrzu NBA z Miami Heat legendarny rozgrywający Detroit Pistons, Isiah Thomas.
Cleveland Cavaliers - Golden State Warriors 96:91 (24:20, 20:17, 28:18, 24:36)
Cavaliers: James 40, Dellavedova 20, Tristan Thompson 10, Smith 10, Jones 7, Mozgov 6, Shumpert 3, Miller 0.
Warriors: Curry 27, Iguodala 15, Klay Thompson 14, Lee 11, Green 7, Ezeli 5, Barbosa 4, Bogut 4, Livingston 4, Barnes 0.
Stan rywalizacji: 2-1 Cleveland Cavaliers
Masakra , od nagorszej defensywy z 16 teamow w PO stali sie najlepsza... oby jeszcze 2 mecze do przodu. Ale bedzie jeszcze mega ciezko dla Czytaj całość